WYBIEG HIPOGRYFÓW

Wybieg znajdujący się tuż przy Zakazanym Lesie. Jest to rozległa zielona polana, ogrodzona drewnianym płotem, po której biegają wolno wypuszczone hipogryfy. Zwierzęta mają tam zapewniony pokarm i spokój, a opiekuje się nimi szkolny gajowy – Hagrid. Zdarza się również, że na wybiegu organizowane są lekcje opieki nad magicznymi zwierzętami. 

79 komentarzy:

  1. Lekkim, niemalże skocznym, krokiem dotarłam na wybieg hipogryfów. Dlaczego tutaj byłam? Otóż, obecnie nie miałam nic lepszego do roboty, więc postanowiłam wykorzystać swój czas wolny w ten bardziej pożyteczny sposób. A mianowicie - sprzątając teren wybiegu. Może i większość osób uważało to zajęcie za cokolwiek nieprzyjemne (z wiadomych powodów), aczkolwiek mnie ono nie brzydziło, raczej bardziej odprężało. Weszłam do pobliskiego schowku z narzędziami i chwyciłam za odpowiednie przyrządy, które pomóc mi miały w sprzątaniu. Chwilę później przeszłam pod jedną z drewnianych belek, z których to składało się ogrodzenie i całkowicie poświęciłam się swojemu obecnemu zajęciu. Hipogryfy nie przejmowały się moją obecnością - przebywałam wcześniej już tutaj nie raz i mogłam rzec, że całkiem dobrze mnie znały.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zbliżała się coraz bardziej bo wybiegu z prędkością no nie taka przeciętną.
    - Z DROGI !!! - krzyczała zauważając sprzątającą dziewczynę, która nie zauważył zbliżającego się z góry Gipogryfu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Łapy zwierzęcia zbliżały się coraz bardziej do ziemi, a ja dalej nie wiedziałam gdzie wylądować .

    OdpowiedzUsuń
  4. Słysząc dziewczęcy krzyk, zaczęłam rozglądać się wokół. Początkowo niczego nie zauważyłam... Aż w końcu nie spojrzałam nad siebie. Na teren wybiegu nadlatywał jeden z hipogryfów, którego lot drastycznie się obniżał. Przestraszona tym, że dziewczynie ujeżdżającej go, może nie udać się mnie ominąć, gwałtownie odskoczyłam do tyłu. Wtem jedna z moich nóg pośliznęła się na kupie hipogryfa, a ja sama upadłam na tyłek - na szczęście nie trafiając na kolejne odchody.
    - Cholera... - jęknęłam żałośnie, lustrując wzrokiem swój but, cały umazany w kale. Nawet nie przejmowałam się już tym, że nadlatujący hipogryf może na mnie wylądować. W tej właśnie chwili odechciało mi się wszystkiego: najchętniej położyłabym się na ziemi i nie ruszała się stąd przez cały dzień. Tym bardziej, że strasznie bolały mnie pośladki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślałam że nie uwalę, mimo że wiedziałam że będę zaraz miała twarde lądowanie to nie potrafiłam ogarnąć śmiechu. Pociągnęłam zwierzaka lekko za pióra, czego strasznie nienawidził. W tym samym momencie wyrównał lot na metr przelatując nad głową dziewczyny która właśnie leżała na ziemi zniechęcona. Przetarłam dłonią czoło jakby to był dla mnie wielki wysiłek.
    -Ufff - myślałam tylko o tym że udało mi się ją nie podeptać, zapominając że przede mną kolejna przeszkoda... A mianowicie składzik. Mała drewniana szopka.
    - O JA CIE.... NIEEEE !!! - wydzierałam się na powrót. Zwierzak sam nie wiedział co robić. Był już od nas o tylko metr i w po sekundzie szopki już nie było. Tylko same jej strzępy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiecie co pomyślałam, słysząc kolejne wrzaski tej blondynki? Że jest szurnięta, i to tak porządnie. Kto normalny walnąłby w schowek z narzędziami lecąc na hipogryfie? No powiedzcie: kto byłby zdolny do czegoś takiego, oprócz - co oczywiste - jej? Widząc, jak zwierzę wparowuje w drewniany obiekt i rozbija go na kawałki, przymknęłam oczy. To musiało boleć. Z grymasem na twarzy spojrzałam na swoje brudne obuwie. Westchnąwszy ciężko, wstałam na nogi i ruszyłam w stronę rozgardiaszu.
    - Hej, wszystko w porządku? - zapytałam, podchodząc w ich stronę. Jednak nie kierowałam tego pytania w stronę dziewczyny, jak mogłoby się wydawać, a do hipogryfa. Przecież przez nią wdepnęłam w gówno: to chyba logiczne, że przez to bardziej interesował mnie stan zwierzęcia, aniżeli jej? W końcu blondynka siedziała teraz na trawie wśród połamanego drewna, ale nie wyglądało na to, ażeby zraniła się w jakikolwiek sposób. Miała niebywałe szczęście.
    Kiedy sprawdziłam już dokładny stan hipogryfa i stwierdziłam, że on również jest w stanie nienaruszonym, podeszłam do dziewczyny i podałam jej rękę.
    - Wstawaj - poleciłam, starając się nie stracić równowagi nad sobą. Serio byłam na nią zła za to, że rozpędziła się aż tak bardzo i przez to, że nie potrafiła wyhamować, ja oberwałam. Ale cóż, mówi się trudno - w końcu nie tylko ja byłam poszkodowana i trzeba było schować swoją dumę do kieszeni.
    - Zaraz, jesteś prefektem Hufflepuffu? - zapytałam, ponieważ dopiero przyglądając się jej twarzy z tak bliska, mogłam stwierdzić, czy ją znam.

    OdpowiedzUsuń
  7. W moich uszach piszczało coraz mocniej. Mimo tego uderzenia nie czułam żadnego bólu w jakiejkolwiek części ciała. Spojrzałam na dziewczynę która wyciągnęła do mnie swoją dłoń.
    -Co?! Co mówisz ? - w uszach słyszałam tylko piszczenie. Nie dotarło do nich ani jedno jej słowo. Zaczęłam się walić nad uchem by ten wredny odgłos w końcu ustał - Nic nie słyszę, strasznie piszczysz ! - mówiła głośno - Weź może w końcu przestań, bo to jest nie do wytrzymania - chwyciła za dłoń dziewczyny i wstała, waląc się dalej po głowie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie dość, że szurnięta, to jeszcze i głucha. I rozmawiaj z taką, no. Westchnęłam głęboko, widząc, jak ta bije się po głowie. Zmarszczyłam brwi. O jakie piszczenie jej znowu chodziło? Wzięłam głęboki oddech.
    - Dobrze się czujesz?! - krzyknęłam w jej stronę, zastanawiając się, czy tym razem blondynce uda się mnie usłyszeć.
    Czekając na jej reakcję, podparłam się ręką na biodrze i znowu popatrzyłam na swój but. Mój kochany bucik cały upaćkany kupą hipogryfa. Chyba to nie dziwne, że aż tak bardzo to przeżywałam? Prawdę mówiąc, w tej chwili nie przejmowałam się nawet aż tak bardzo stanem tej blondynki, a tym, jak powinnam go później wyczyścić...

    OdpowiedzUsuń
  9. -Boziu... Po co tak krzyczysz - podpatrzyłam na nią zdziwiona. Piszczenie już ustało, a ja wpatrzyłam się wtedy dokładnie dziewczynie - OMG ty jesteś Prefektem Krukonów ! - chwyciłam jej dłoń, unosząc ją na wysokość naszych twarzy - Prooooszę... Nie mów nikomu o tej szopce, ja to posprzątam - zbliżyłam się do niej trochę postawiają jeden krok do przodu.
    -Tylko dziewczyno... Weź sobie wyczyść te buty - spojrzałam w dół widząc jak jej cały but jest ubrudzony kupą. Obejrzałam się za siebie. Hipogryf patrzył na mnie z byka.
    -Tulisławie nic ci nie jest ? - odwróciłam się tyłem do niej, głaszcząc zwierzaka po głowie. Wyciągnęłam z torebki soczyste czerwone mięso i rzuciłam mu do pyska - Masz mały, a teraz zmykaj - klepnęłam go w tyłek, a on pobiegł do reszty Hipogryfów.
    -A, no tego, to o czym ja mówiłam ...? Aaaa - wzięłam wdech - Jestem Temi Sung miło mi cię poznać - wyciągnęłam na powrót do niej dłoń - Miła z ciebie brunetka wiesz - uśmiechnęłam się - Myślałam że znowu dostanę opieprz jak prawie za każdym razem - Podrapałam się po głowie chichocząc lekko pod nosem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Temi naprawdę nie miała pojęcia, jak bardzo miałam ochotę się na nią wydrzeć/udusić ją gołymi rękami/stłuc jej twarz (niepotrzebne skreślić). Czemu tego nie zrobiłam? Bo na jej głupotę brak mi było słów. Raz nawet otworzyłam usta, żeby na nią nawrzeszczeć, wtedy gdy zwróciła mi uwagę na mój but - który ubrudził się nie z mojej, a jej winy - aczkolwiek zamiast tego zamknęłam buzię z powrotem, zaciskając przy tym pięści. Starałam się oddychać głęboko. Nie chciałam, żeby ponownie emocje wzięły nade mną górę.
    - Nawet nie wiesz jak wielką mam ochotę to zgłosić... - wymruczałam pod nosem na tyle cicho, że blondynka nie była w stanie mnie zrozumieć.
    Prócz tego było mi żal hipogryfa: i co najgorsze, nie wiedziałam, czy bardziej współczuję mu zderzenia z szopką, czy tego, jakim imieniem nazywała go ta dziewczyna. Biedny Tulisław. Kiedy prefekt Hufflepuffu wyciągnęła w moja stronę rękę, uścisnęłam ją niechętnie. A gdy już to zrobiłam, zacisnęłam swoją dłoń na tyle mocno, by móc się trochę wyżyć na tej blondynie.
    - Bardzo mi miło - powiedziałam, posyłając jej udawany, ale zarazem najbardziej przekonywujący uśmiech, na jaki tylko było mnie stać. - Seri Lee - przedstawiłam się.
    Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się czy aby nie powinnam jej pomóc przy składaniu tego schowka za pomocą zaklęcia, jednak po dłuższym myśleniu stwierdziłam, że skoro sama go rozwaliła, to sama powinna go też złożyć. Dlatego też odwróciłam się na pięcie i bez słowa podeszłam do najbliższego kranu - z którego wydobywała się woda dla hipogryfów - i odkręciłam kurek, przystawiając pod strumień brudne obuwie, które chwilę wcześniej zdjęłam. Nie miałam zamiaru dotykać kupy na nim zgromadzonej gołymi rękoma, więc jedynie manipulowałam podeszwą w odpowiednie strony, by odchody powoli z niej schodziły. Mimo że sprzątanie kup hipogryfów nigdy mi nie przeszkadzało, teraz naprawdę nie miałam ochoty ściągać jednej z nich z własnego buta. Serio.

    OdpowiedzUsuń
  11. Popatrzyłam jak jej postać kieruje się w stronę kranu. Wzruszyłam ramionami. Dziwna dziewczyna - pomyślałam i skierowałam cała swą uwagę na naprawianiu szopy, co nie szło mi tak dobrze. Dopiero wtedy zauważyłam że moje włosy wyglądają jakby ktoś się nad nimi znęcał. Szybko je poprawiłam na oślep i z powrotem zaczęłam naprawiać składzik. Po paru minutach byłam gotowa, a brunetka dalej bawiła się czyszczeniem buta. Podbiegłam do niej w podskokach i zakradając się od tyłu wyrwałam jej but z jej dłoni i podłożyłam pod wodę.
    -Tak to go nie wyczyścisz nawet po dniu - nie wahając się ani chwili zaczęłam go czyścić własnymi dłońmi. Nie znałam żadnego zaklęcia które czyści buty, w każdym razie nawet nigdy o takim nie słyszałam. Zrobiła zdziwioną minę przez własne rozmyślenia oraz myjąc dalej jej buta - Wiesz co wymyślę kiedyś jakieś zaklęcie na czyszczenie butów z gówien i cię go nauczę - uśmiechnęłam się serdecznie - Przydało by ci się to na przyszłość - podałam jej już czystego buta. Jedną, oczywiście tą czystą dłonią, zaczęłam szukać czegoś w torebce- O jest ! - w dłoni miałam żurawinowy płyn, nie większy niż 10 cm i nakładając go sobie na drugą dłoń, podłożyłam swoje ręce pod lodowata wodę - Chcesz może? - pomachałam jej buteleczką przed twarzą. Czułam ze jest na mnie wkurzona.

    OdpowiedzUsuń
  12. Byłam tak skupiona na czyszczeniu buta, że kiedy blondynka z zaskoczenia wyrwała mi go z ręki, aż podskoczyłam. Dłuższą chwilę patrzyłam, jak go czyści, jednak po chwili przeniosłam spojrzenie na jej głowę. Włosy Temi sterczały na wszystkie możliwe strony świata, a w niektórych kosmykach zauważyłam pozaczepiane odłamki drewna. Już chciałam powyjmować niektóre z nich, kiedy usłyszałam jej wypowiedź. To był pierwszy raz, kiedy wdepnęłam w hipogryfią kupę! I to jeszcze z jej winy! Mogłam się wręcz założyć, że w normalnych okolicznościach moje buty pozostałyby nienaruszone.
    Opanuj się, Seri - rozkazałam sobie w myślach, czując nagły przypływ złości.
    - Dzięki. Raczej nie będzie mi ono niezbędne, bo w normalnych okolicznościach nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się wdepnąć w odchody hipogryfa, ale jeśli już wymyślisz takie zaklęcie, to możesz mnie powiadomić - oznajmiłam, chcąc dać jej trochę bardziej do zrozumienia, że to jej wina. Cóż, kiedy już byłam na kogoś zła, to nie mogłam przegapić okazji, by wygarnąć to tej osobie. Nawet jeśli w tej chwili Temi pomagała mi z czyszczeniem obuwia.
    Kiedy oddała mi but, położyłam go na ziemi. Był jeszcze mokry, więc wolałam wpierw poczekać, aż trochę bardziej wyschnie, nim go założę. W końcu zdecydowanie nie chciałam przeziębić się przez taką głupotę. Natomiast gdy dziewczyna podstawiła mi buteleczkę niemalże pod sam nos, odrobinę złagodniałam - może faktycznie chciała mi pomóc, a jej docinki (zresztą, w tej chwili wydające mi się całkiem zabawne), były nieświadome? Skinęłam twierdząco głową i wyjęłam pojemniczek z jej rąk, po czym wylałam odrobinę żurawinowego płynu, znajdującego się w nim, na dłoń i zaczęłam ją czyścić pod zimnym strumieniem wody.
    - Masz pełno śmieci we włosach - stwierdziłam, kiedy starannie umyłam już swoje ręce i oddałam na powrót buteleczkę dziewczynie. Nie czekając nawet na jej reakcję, zaczęłam wyjmować odłamki desek oraz źdźbła trawy z jej blond kosmyków. Przecież nie było tutaj żadnego lustra, dlatego też gdybym tego nie zrobiła, Temi wpierw musiałaby przemaszerować do szkoły, wyglądając jak ostatnie nieszczęście, aby dotrzeć do jednej z łazienek i pozbyć się z włosów tego brudu - a skoro prefekt Hufflepuffu też zaoferowała jej pomoc, to ona również powinna tak postąpić, racja?

    OdpowiedzUsuń
  13. Poczułam jak jej dłonie wyjmują resztki po składziku z moich włosów.
    - O dzięki - uśmiechnęłam się. Nie musiała się nawet zniżać, by ułatwić jej układanie moich kudłów, ponieważ Seri była ode mnie wyższa. było to miło z jej strony - Latałaś kiedyś na Hipogryfach? To są takie kochane zwierzęta - popatrzyłam w ich stronę, gdzie wszystkie razem się bawiły.

    OdpowiedzUsuń
  14. Słysząc jej pytanie zamyśliłam się. Czy kiedykolwiek leciałam na hipogryfie? Po chwili namysłu pokręciłam przecząco głową.
    Biedne, kochane zwierzęta... Stłuczki z tą panną na grzbiecie murowane - oznajmiłam w głowie, mając na myśli wiadomą osobę.
    - Nie, nie wydaje mi się - stwierdziłam, nie przypominając sobie sytuacji, w której to leciałam na takowym zwierzęciu. - To znaczy, lubię latać, ale na miotle - dodałam, kończąc układać jej włosy. - Kierując przedmiotem martwym czuję się... Pewniej.
    Nie wiedziałam, dlaczego tak jest. Może nie chciałam brać na siebie odpowiedzialności za kogoś innego? W końcu hipogryf to żywe stworzenie i każdy błąd ujeżdżającego może skończyć się tragicznie dla ich obu...

    OdpowiedzUsuń
  15. -Nigdy nie latałaś ? - popatrzyłam na nią zdziwiona - Ja to znowu mam problemy z lataniem na mitle. Często mi się zdarza że nie potrafię kontrolować swojej magi w odpowiedni sposób - spuściłam głowę, przypominając sobie jaki to jest wstyd dla maga czystej krwi - Jesteś w drużynie Quidditcha ? - próbowałam sobie przypomnieć wszystkie twarze z ostatnich rozgrywek.

    OdpowiedzUsuń
  16. - Nigdy - potwierdziłam, kręcąc przecząco głową. - Wystarczy mi ich towarzystwo tutaj, na ziemi - dodałam, posyłając jej lekki uśmiech.
    Zauważając, jak dziewczyna peszy się, mówiąc o swoim nikłych umiejętnościach do latania na miotle, byłam trochę... Zdziwiona. Wydawało mi się, że ktoś tak bardzo beztroski jak ona nie przejmuje się takimi błahostkami. W końcu nie każdy miał talent do wszystkiego i uważałam za zupełnie normalne to, że się jest gorszym od innych w niektórych dziedzinach... Cóż, może nie każdy odbierał to w taki sam sposób jak ja.
    - Nie, jeszcze - przyznałam, nie mogąc ukryć podekscytowania w moim głosie. - Złożyłam swoją kandydaturę jakiś czas temu i teraz muszę czekać na odpowiedź. Mam nadzieję, że będzie pozytywna - przyznałam, czując jak uśmiech na moich ustach się powiększa.
    Quidditch był moim ulubionym sportem, więc nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu dołączę do drużyny Krukonów.
    Chciałam jeszcze coś dopowiedzieć, jednak nagle zorientowałam się, że zapomniałam się pouczyć. Zamrugałam kilkakrotnie. Jak mogłam tutaj przyjść, nawet nie przeglądając wcześniej notatek...?
    - M-muszę lecieć - powiedziałam, jąkając się nieco, po czym, nawet nie czekając na jej odpowiedź, popędziłam z powrotem w stronę szkoły.
    Więc jednak skleroza mnie nie opuściła - ech...

    [Z/L]

    OdpowiedzUsuń
  17. Po skończonych zajęciach postanowiłem nie marnować tak ładnej pogody i od razu wyskoczyłem na świeże powietrze. Wcześniej tylko zabrałem z pokoju swój aparat i już znajdowałem się przy wybiegu hipogryfów. Lubiłem robić zdjęcia, od zawsze mnie to interesowało. Podobało mi się to, że zatrzymują na sobie te wszystkie wspaniałe obrazy i wspomnienia, które w każdej chwili można sobie przywołać, oglądaj zwykły album ze zdjęciami.
    Stanąłem w pewnej odległości od płotu, nie chciałem, żeby zwierzęta mnie zauważyły. Już dawno chciałem tu przyjść i zrobić kilka zdjęć, ale jakoś tak nigdy nie było do tego okazji. Dzisiaj w końcu się w sobie zebrałem i proszę bardzo, stoję sobie i oglądam jak hipogryfy wypoczywają na słońcu. Były naprawdę piękne i wydawały się takie spokojne. Choć oczywiście wiedziałem, że w razie gdyby ktoś się z nimi źle obchodził, mogły być naprawdę niebezpieczne. Jeden z nich wstał i rozłożył swoje długie skrzydła, a ja nie tracąc okazji, podniosłem aparat i zrobiłem zdjęcie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Zajęcia minęły jej tego dnia bardzo szybko. Chcąc dobrze spożytkować wolny czas, poszła do hipogryfów. Te zwierzęta udało jej się zobaczyć w drugiej klasie i od tamtej pory była w nich zakochana. Książki dały jej wiedzę na ich temat i od tamtej pory Bomi jest ich częstym gościem a czasami także karmicielem. Problem w tym, że jedli głównie martwe fretki. Dziewczyna za bardzo kochała te małe zwierzaczki, więc musiała znajdować coś zastępczego. Z racji, iż nie było to łatwe z jedzeniem przychodziła bardzo rzadko. Tego dnia jednak udało jej się zdobyć co nie co.
    Powoli podchodziła w stronę hipogryfów. Nie wiedziała czy to na jej widok, lecz jeden wstał, rozkładając skrzydła. Gdy już je w końcu opuścił, Bom zauważyła chłopaka. Zatrzymała się nagle, patrząc na niego. Niestety, tamten ją zauważył. Bommie nie pozostało nic, jak posłanie w jego kierunku miłego, nieśmiałego uśmiechu.
    - Hej - powiedziała, powoli się do niego zbliżając. - Będę ci przeszkadzać, czy mogę zostać, bo chciałam im dać trochę jedzenia, lecz jeśli to w jakikolwiek zakłóci twoje działania, to powiedz, a ja po prostu przyjdę później...

    Park Bomi

    OdpowiedzUsuń
  19. Kiedy hipogryf z powrotem usiadł na ziemi, usłyszałem za sobą czyjeś kroki. Odwróciłem się i zauważyłem, że w moją stronę zmierza jakaś dziewczyna. Po naszytym na jej szatę herbie poznałem, że to krukonka.
    - Cześć – odpowiedziałem na jej powitanie. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się tutaj nikogo, dlatego jej pojawienie się trochę mnie zaskoczyło. – Nie, nie przeszkadzaj sobie.
    Zdziwiło mnie to, że ktoś taki jak ona po prostu przychodzi tutaj i karmi zwierzęta. Myślałem, że zajmuje się tym gajowy… Głupek. Musiała to pewnie robić dla przyjemności. W końcu hipogryfy naprawdę wydawały się dość interesującymi zwierzętami.
    Zabrałem się z powrotem do robienia zdjęć, jednak wpatrująca się we mnie dziewczyna trochę mnie rozpraszała. I bardzo ciekawiła.
    - Często je karmisz? – spytałem po chwili.

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie wiedzieć czemu jej wzrok utknął na twarzy chłopaka trochę za długo, bo wyraźnie go rozpraszał.
    - Kiedy uda mi się zdobyć dla nich jedzenie a to niestety nie często się zdarza - powiedziała, po czym ruszyła w stronę zwierząt.
    Zanim przeszła przez barierkę ukłoniła się im. Nie chciała stracić ręki albo nogi. Widząc, iż hipogryfy nie mają nic przeciwko temu, by weszła, zrobiła to. Przez ramię miała przewieszoną torbę z której zaczęła wyciągać pożywienie.
    - Najczęściej żywią się fretkami, ale ja nie miałabym serca zapić jakąkolwiek z nich - przyznała, po czym jednemu ze zwierząt dała jedzenie - Zamiast nich udało mi się zdobyć kilka myszy z kuchni i ryb, ale one rzadziej to jedzą.
    Zaczęła je karmić. Po kilku minutach odwróciła się w jego stronę.
    - Chcesz spróbować - spytała.

    Park Bomi

    OdpowiedzUsuń
  21. Wzdrygnąłem się, kiedy usłyszałem o martwych fretkach. No i myszach w torbie dziewczyny. Sam nie miałbym serca, żeby zabić którekolwiek z nich.
    - Emmm – zawahałem się przez chwilkę. W sumie jej propozycja wydawała się całkiem kusząca. Mógłbym podejść trochę bliżej, może zwierzęta dałyby się namówić nawet na jakieś zdjęcie. Uśmiechnąłem się do siebie w myślach. – Jasne, czemu nie.
    Zawiesiłem aparat na szyi i przeszedłem przez barierkę. Zanim jednak podszedłem bliżej, ukłoniłem się i poczekałem, aż hipogryf i mnie się odkłoni. Kiedy to zrobił, podszedłem do dziewczyny.
    - Nigdy ich nie karmiłem – przyznałem szczerze. Trochę się też bałem, nie chciałem, żeby któreś ze zwierząt odgryzło mi rękę. – Jesteś pewna, że to bezpieczne?

    OdpowiedzUsuń
  22. Uśmiechnęła się do niego.
    - Jeśli się boisz, to możesz im rzucić, byle nie daleko - powiedziała, podając mu jedną z mysz. - Na początku też się tego bałam, ale one są delikatne w końcu, mają ze mnie jakiś pożytek. -
    Pogłaskała jednego z hipogryfów, przyglądając się chłopakowi. Starała się nie robić tego zbyt nachalnie. Wydawał się jej być bardzo interesującą osobą.
    - Od kiedy robisz zdjęcia - spytała, przenosząc wzrok na jego aparat.

    Park Bomi

    OdpowiedzUsuń
  23. Wziąłem od niej mysz, starając się nie myśleć o tym, że jest martwa. W końcu to nic takiego, zwykłe jedzenie dla hipogryfa. Pierwszy raz je karmiłem, dlatego wolałem zachować ostrożność i poszedłem za radą dziewczyny – rzuciłem mysz w stronę zwierzęcia, a on złapał ją jeszcze w powietrzu.
    - Pożytek? – zastanawiałem się, co dziewczyna dokładnie miała na myśli. Cóż, pewnie odwiedzała je dość często.
    Spojrzałem na nią. Wydawała się być naprawdę ciekawa. I w dodatku wyglądała tak, jakby naprawdę przyjaźniła się z hipogryfami. Głaskała je, a one jej na to pozwalały. Musze przyznać, że byłem trochę pod wrażeniem.
    - Od dawna – odpowiedziałem na jej pytanie. Zauważyłem, że jej wzrok ląduje na moim aparacie. Podniosłem go trochę. – Pierwszy aparat dostałem na siódme urodziny.

    OdpowiedzUsuń
  24. - Pewnie od rodziców - powiedziała z uśmiechem.
    W tym zdaniu, pomimo iż chciała ich uniknąć, pojawiło się więcej emocji, niż tylko uprzejmość. Na twarzy nie pojawiło się żadne z nich, lecz czasami głosu nie da się kontrolować.
    - Pokazałbyś mi kiedyś zdjęcia, które zrobiłeś - spytała. - Oprócz tych teraz, bo zapewne są piękne.
    Nadal głaskała jednego z hipogryfów, dopóki ten nie kłapnął dziobem. Zaśmiała się cicho, dając mu mysz.
    - Jak będziesz chciał dać im więcej, to weź sobie - mówiąc to położyła torbę na ziemi.

    Park Bomi

    OdpowiedzUsuń
  25. - No tak - poczułem się nieswojo, bo ton głosu dziewczyny brzmiał dość dziwnie, kiedy wspomniała o rodzicach. Spojrzałem na jej twarz, jednak niczego nie zdradzała. Może mi się tylko wydawało?
    Ucieszyłem się, kiedy wspomniała o zdjęciach. Pocieszające było to, że komuś oprócz mnie się to podobało i się tym interesował.
    - Jasne - uśmiechnąłem się do niej. - Właściwie, jak masz na imię?
    Wyciągnąłem z jej torby jeszcze jedną mysz i rzuciłem innemu hipogryfowi, który również złapał ją w powietrzu. Zwierzęta były całkiem szybkie.

    OdpowiedzUsuń
  26. - Oh, wybacz, nie przedstawiłam się - powiedziała, uśmiechając się przepraszająco. - Park Bomi, ale oczywiście możesz używać różnych zdrobnień i przekształceń mojego imienia.
    Kolejna mysz wylądowała w dziobie hipogryfa. Bom starała się, aby każdy dostał przynajmniej jednego. Nie miała ich zbyt dużo. Zdobywać je pomagały jej domowe skrzaty, lecz one były zajęte gotowaniem i nie mogły całej swojej uwagi poświęcać tylko jej zachciankom i prośbom.

    Park Bomi

    OdpowiedzUsuń
  27. - Miło mi cię poznać – wyciągnąłem do niej swoją dłoń. – Jestem Myungsoo.
    Poczekałem aż dziewczyna uściśnie moją rękę, a potem ją zabrałem. Karmienie hipogryfów okazało się być wielką frajdą, dlatego wyciągnąłem kolejne martwe zwierzątko z torby dziewczyny. Chciałem tym razem podejść trochę bliżej, dlatego ściągnąłem aparat i położyłem go na trawie. Tak tylko w razie gdyby zwierzę zechciało mnie jednak zadziobać.
    Podszedłem do jednego, który akurat wstał z ziemi. Ukłoniłem się nisko, a kiedy hipogryf zrobił to samo, wyciągnąłem do niego rękę, na której leżała mysz. Trochę się bałem, jednak nie było tak źle. Stwór ściągnął ją delikatnie dziobem z mojej dłoni i zjadł.

    OdpowiedzUsuń
  28. Przyglądała się jego poczynaniom, delikatnie gładząc głowę jednego z hipokryfów.
    - Prawda, że są bardzo delikatne. Jeśli wyczuwają czyjąś dobroć, to one odpłacają się tym samym.
    Wzięła kolejną mysz, podając ją głaskanemu właśnie zwierzęciu. Powoli mysz brakowało coraz bardziej. Oby dwoje zdołali nakarmić jeszcze kilka hipokryfów, aż w końcu torba zrobiła się całkiem pusta.
    - No nic, następna uczta nie wiem kiedy się wydarzy - chwyciła torbę, zakładając ją przez ramię. - Nie przychodzę ich karmić zbyt często, ponieważ nie chcę ich przyzwyczaić do tego. Mogłyby uznać, iż nie muszę polować a to nie byłoby dobre.
    Usiadła na barierce.
    - Ale i tak często tu przychodzę chociaż po to, by na nie popatrzeć - przyznała.

    Park Bomi

    OdpowiedzUsuń
  29. - Nie wydają się takie złe – szczerze przyznałem. Odważyłem się nawet pójść w ślady Bomi i jednego z nich, tego, który zjadł z mojej ręki, pogłaskać po głowie. Kiedy chciałem zabrać od niego dłoń, on lekko trącił ją dziobem, jakby domagając się więcej pieszczot. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem go jeszcze raz.
    - Nie dziwię ci się, że lubisz tu przychodzić – spojrzałem na dziewczynę. Miała już założoną torbę na ramieniu i siedziała na drewnianym ogrodzeniu. Ja też podniosłem z ziemi swój aparat i przewiesiłem go przez szyję. – Te zwierzęta są naprawdę piękne.
    Przeszedłem na drugą stronę barierek i stamtąd zrobiłem jeszcze kilka zdjęć hipogryfów, które rozłożyły się na trawie. Dwa mniejsze zaczęły się razem bawić, co wyglądało naprawdę uroczo. Rozejrzałem się po polanie, słońce zaczynało już powoli chować się za drzewami.
    - Kiedy przyjdziesz tu następnym razem? – zapytałem.

    OdpowiedzUsuń
  30. - Owszem, są piękne - przyznała.
    Patrzyła z uśmiechem na hipogryfy. Zwierzęta były dla niej jednymi z najlepszych przyjaciół. W ich obecności znikała nieśmiałość i inne jej wady. Była sobą a im nie przeszkadzało czy lakier do paznokci dobrze dopasowała do ubrania czy ładnie wygląda...
    Spojrzała na niego, słysząc pytanie.
    - Prawdopodobnie jutro o tej samej porze - odpowiedziała. - Chyba, że wypadnie mi coś, lecz w to szczerze wątpię.
    Nagle do głowy wpadł jej pewien pomysł.
    - Skoro tak lubisz fotografować to mogłabym ci pokazać jeszcze kilka fajnych stworzonek, których może nie widziałeś.

    Park Bomi

    OdpowiedzUsuń
  31. - Rozumiem – uśmiechnąłem się do niej. – To miłe z twojej strony, że je odwiedzasz.
    Zacząłem się zastanawiać, dlaczego dziewczyna w ogóle tutaj przychodzi i dokarmia Hipogryfy, ale nie chciałem jej o to wypytywać. Pewnie miała ku temu jakieś powody.
    - Chętnie – propozycja dziewczyny była naprawdę kusząca. Uwielbiałem robić zdjęcia, do tego mógłbym poznać jakieś nowe, interesujące stworzenia. To naprawdę nie był głupi pomysł, zwłaszcza, że lubiłem zwierzęta. – Kiedy miałabyś wolny czas?

    OdpowiedzUsuń
  32. Zaczęła się zastanawiać nad odpowiedzią. Tak w sumie, to ostatnio jej głowa nie była niczym zbytnio zajęta.
    - W sumie to ostatnio ciągle mam wolny czas - odpowiedziała powoli. - Oczywiście nie wtedy kiedy mam zajęcia. W sumie to może dostosować się do ciebie.
    Wzrok z powrotem przeniosła na hipogryfy, podziwiając harce najmłodszych ze stada.

    Park Bomi

    OdpowiedzUsuń
  33. - W takim razie, może jutro? – zaproponowałem. Dzisiaj już raczej nie było zbyt wiele czasu na szukanie nowych stworzeń, zważając na to, że dzień powoli się kończył, a ja w dalszym ciągu nie odrobiłem zadanej pracy domowej. Wolałbym nie grabić sobie u profesora Snape’a, a miałem do napisania esej na temat wybranego eliksiru i jego działaniu.
    - Oczywiście, jeśli masz czas.
    Miło było spotkać się z Bomi i poznać kogoś nowego, zawsze to jeden znajomy więcej. Lubiłem poznawać nowych ludzi, chociaż nie zawsze kończyło się to powodzeniem, a dziewczyna była miła i wydawała się dość interesująca.

    OdpowiedzUsuń
  34. - Jasne, bardzo chętnie - powiedziała wyraźnie ucieszona. - W tym samym miejscu?
    Cieszyła się, że los dzisiaj ją tu przyprowadził o tej porze. Poznała bardzo interesującą osobę, z którą zapewne nie będzie się nudzić.
    Powoli zsunęła się z płotka, szykując się do powrotu do zamku. Wieczorem robiło się chłodniej o tej porze roku i powoli zaczynała marznąć. Na rękach już miała gęsią skórkę. Bardzo nie lubiła tego uczucia. Niestety nie lubiła też nosić grubych rzeczy, dlatego jej wystrój był niemalże letni.

    Park Bomi

    OdpowiedzUsuń
  35. Dziewczyna zeszła z płotka, gotowa do drogi powrotnej. Trochę mi ulżyło, kiedy zobaczyłem, że i ona ma już wracać. Trochę głupio by mi było ją zostawiać samą, nie wiem czemu. Odszedłem od ogrodzenia i schowałem aparat w pokrowcu, nie chciałem, żeby się zniszczył. Zauważyłem, że zrobiło jej się zimno. Nie dziwiłem się, w końcu jesienne powietrze było dość chłodne.
    - W takim razie do jutra? – uśmiechnąłem się do niej, szykując się do powrotu.

    OdpowiedzUsuń
  36. Uśmiechnęła się.
    - Tak, do jutra - powiedziała. - Miłej nocy.
    Zanim odwróciła się w celu zniknięcia pomiędzy drzewami, ostatni raz posłała mu promienny uśmiech. Przy okazji zakodowała sobie w głowie, że to nie lato - trzeba się cieplej ubierać.

    Park Bomi
    [Z/L]

    OdpowiedzUsuń
  37. Pomachałem jej na do widzenia i grzecznie się pożegnałem. Bomi wydawała się naprawdę miłą osóbką, nie żałowałem, że wybrałem się na wybieg akurat dziś. Miałem również nadzieję, że w przyszłości uda nam się zaprzyjaźnić.
    Patrzyłem przez chwilę jak odchodzi, potem w jedną rękę chwyciłem aparat, a drugą schowałem do kieszeni. Ruszyłem się z miejsca i skierowałem w stronę wejścia do zamku. Dziś wieczorem czekała mnie jeszcze randka z eliksirami.
    [Z/L]

    OdpowiedzUsuń
  38. Pomimo zbliżającej się wielkimi krokami zimy, dzisiejszy dzień był dość ciepły, dlatego też nie zabrałem ze sobą żadnej szaty szkolnej, tylko własny dresowy czarny polar, i oczywiście mój ulubiony granatowy szal.

    Szedłem szybkim krokiem w kierunku wybiegu dla Hipogryfów, były to jedne z moich ulubionych magicznych stworzeń. Wielką przyjemność sprawiała mi obserwacja ich, a kiedy pierwszy raz odbywałem tu lekcje, po prostu nie mogłem odwrócić od tych istot wzroku.

    Podszedłem spokojnie do ogrodzenia i oparłem ramiona o płot przyglądając się młodym Hipogryfom, które brykały w niewielkiej odległości ode mnie.

    Zacząłem rozmyślać nad ostatnią nocą spędzoną z Bom. Nasza przyjaźń póki co dość szybko się rozwijała, a jeszcze dzisiaj umówiliśmy się w wieży astronomicznej, nie mogłem się doczekać. Jesień niebawem miała ustąpić kolejnej porze roku, a jak wszyscy wiedzą, zimą w Hogwarcie jest organizowany Bal. I to nie byle jaki, dlatego też chciałem zaprosić ją na tą uroczystość. Jednakowoż ja zwykle omijałem takie wydarzenia... Może tym razem naprawdę powinienem postąpić wbrew moim sztywnym regułą...

    OdpowiedzUsuń
  39. Czego najbardziej nie lubiłem w jesieni? Tego błota. Wszechogarniającego mnie błota, które utrudniało mi dostanie się gdziekolwiek. Mimo tego, iż dzisiaj było ciepło i błota nie było wiele, to i tak utrudniało mi to w pewien sposób dostanie się na wybieg Hipogryfów.
    Bo tak, kiedy tylko okazja się nadarzała, to byłem pierwszy w kolejce, by tam pójść. Lubiłem oglądać te istoty. Ogólnie kochałem zwierzęta, więc gdy tylko dowiedziałem się, że są także tutaj, tylko pod inną postacią, przychodziłem do nich kiedy tylko się dało.
    Zresztą, w tamtą stronę szedł niejaki Kyungsoo. Byliśmy razem w Ravenclaw, a pech chciał, że jeszcze nie zdążyłem go poznać. Albo raczej to on gdzieś nagle znikał, gdy chciałem to zrobić.
    Chłopak opierał się o ogrodzenie, skupiając całą swoją uwagę na Hipogryfach. A ja, jak to ja, niewiele myśląc, po prostu podbiegłem do niego.
    - Cześć! - przywitałem się przyjaźnie, gwałtownie pojawiając się obok jego osoby.

    Byun Baekhyun

    OdpowiedzUsuń
  40. Nagle z moich głębokich myśli wyrwał mnie krzyk. Krzyk chłopaka, który niespodziewanie pojawił się obok mnie. Odruchowo odskoczyłem w przeciwną stronę i pech chciał, że zahaczyłem swoim szalikiem o drewniane ogrodzenie. Do tego wszystkiego potknąłem się jeszcze na śladowych ilościach błota i zwyczajnie w świecie przewróciłem się na tyłek. Od razu w oczy rzuciła mi się, dość sporych wymiarów, dziura w materiale mojego szalika.

    - Ależ przywitanie - odrzekłem cicho, z grymasem na twarzy.- Zobacz co zrobiłeś, ty jak ci tam...

    Twarz chłopaka wydawała mi się znajoma, no i te brązowe włosy. Zwykle nie zwracałem uwagi na takie szczegóły, ale jego były naprawdę... ładne. Wtedy też przypomniałem sobie, że obserwowałem go raz w wielkiej sali, kiedy to siedziałem z nim przy jednym stole, a on obżerał się skrzydełkami kurczaka...

    OdpowiedzUsuń
  41. Coś podejrzewałem, że będę miał na tyle wielkiego pecha, że chłopak się mnie wystraszy. W sumie co ja sobie myślałem? Że nawet nie zareaguje? Gdyby ktoś zrobił tak mi, najprawdopodobniej umarłbym na zawał w kilka sekund i ani trochę tutaj nie przesadzałem.
    W każdym razie Kyungsoo po moim jakże pięknym przywitaniu zaczepił o ogrodzenie, by następnie zacnie uderzyć tyłkiem o ziemię. Brudną ziemię. Jezu, to już druga osoba, która przeze mnie się wywala.
    - Przepraszam - powiedziałem skruszony, patrząc na niego dokładnie. Mimo wszystko wciąż wyglądał ładnie. Nawet z tym lekkim nieładem na głowie i grymasem na twarzy. Kulturalnie pomogłem mu wstać, patrząc na niego przepraszająco. - Nie chciałem cię przestraszyć. Jestem Baekhyun, a ty Kyungsoo, prawda? - upewniłem się, by po chwili zauważyć jego szalik, w którym aktualnie była wielka dziura. Pewnie przy upadku szalikowi się trochę oberwało. - Jeszcze raz przepraszam. Naprawię to - szepnąłem, zagryzając wargę. Wyciągnąłem swoją różdżkę, pod nosem wypowiedziałem ciche zaklęcie i w tym samym czasie kierując swój badyl na dziurę w materiale. I bum! Po chwili szalik był jak nowy.

    OdpowiedzUsuń
  42. Chłopak miał szczęście, bo okazał mi skruchę. Pomógł mi nawet wstać, co było miłe, jednak ciągle byłem zły. Mój szalik...moja pamiątka po rodzicach, jak ja to naprawię?!

    Kiedy wstałem, otrzepałem trochę spodnie, mimo to nadal były brudne, a chłopak przedstawił się i jakimś dziwnym trafem znał moje imię.

    - Tak, jestem Kyungsoo...- oznajmiłem, robiąc duże oczy.- Skąd mnie znasz?

    Dziwnie się czułem, nikt nigdy nie zwracał na mnie uwagi, a co dopiero znał mnie z imienia. Czyżbym stał się popularny przez to całe zajście z alkoholem?! Nie czułem się z tym dobrze, bo przez to Ravenclaw odjęto 5 punktów. A jeśli ten chłopak chcę mnie za to ukarać, może ma ochotę mnie pobić?!

    Szybko jednak ogarnąłem myśli, bo Baekhyun zwyczajnie w świecie wyciągnął różczkę i użył zaklęcia, które naprawiło mój szal. To wszystko działo się tak szybko, że nie wiedziałem jak powinienem się zachować...

    - Dziękuje- wypowiedziałem, odruchowo, spoglądając na szalik.- Wygląda jak nowy!

    OdpowiedzUsuń
  43. Miałem to szczęście, że chłopak ani mnie nie uderzył, ani nie popchnął, ani nie kazał kupić sobie czegoś czy wyprać, ani nie wyzwał mnie od idiotów i sierot. Był całkowicie spokojny, choć wiedziałem, że w środku niemalże się gotuje.
    Słuchałem go uważnie, uśmiechając się z każdym jego słowem coraz szerzej, aż w końcu zachichotałem. Nie sądziłem, że Kyungsoo może zrobić jeszcze większe oczy niż w rzeczywistości ma. To było czysto teoretycznie niemożliwe. A tutaj proszę. Bałem się, że zaraz mu wyjdą, jak to czasami zdarza się u mopsów.
    - Jesteśmy razem w Ravenclaw, nieraz widziałem jak pożerasz wszystko, co znajduje się na stole podczas posiłków - powiedziałem, uśmiechając się przyjaźnie. - Słyszałem też o sprawie z alkoholem i ot tak sobie chciałem cię poznać. Spokojnie, nic ci nie zrobię - dodałem po chwili, śmiejąc się niewinnie pod nosem. Zapomniałem mu wspomnieć, że byłem dwubiegunowy. Raz potrafiłem być najukochańszym 'szczeniaczkiem' na świecie, pełen radości i pokory, a raz byłem typową damulką i wredotą z krwi i kości, która uwielbia się mścić. Dlatego powinienem raczej mu coś zrobić, bo odjęto nam przez jego wybryk pięć punktów. Ale uznajmy, że nic o tym nie wiem. Nie chcę, by chłopak się mnie wystraszył.
    Nie potrafiłem się przy nim nie uśmiechać i nie śmiać. Wydawał się być taki cichy i nieufny, ale w gruncie rzeczy zachowywał się jak dziecko poznające świat. Miał w sobie ten dziecięcy urok. - To tylko proste zaklęcie, ale spójrz jakie skuteczne. Mogę cię go nauczyć, jeśli chcesz. Kto wie, może ci się przyda - zaśmiałem się, zawiązując szalik z powrotem na jego szyi. Mam nadzieję, że chłopak pomyślał, że ma szczęście. W końcu zamiast na ziemi, mógł wylądować tyłkiem na kupie. - Często tu przychodzisz? - zmieniłem znikąd temat.

    Byun Baekhyun

    OdpowiedzUsuń
  44. Dziwiłem się, gdyż chłopak ciągle śmiał się pod nosem i praktycznie ciągle się uśmiechał. Powoli mnie to przerażało, czyżbym był aż tak żałosny, że aż śmieszny?!

    Do tego, co on właściwie wygaduję, ja się nie zachowuję tak jak on i nie wcinam skrzydełek razem z szpikiem! Chciałem mu już nagadać, ale nadal się uśmiechał co nieco tłumiło moją złość. Jednakowoż spanikowałem, gdy usłyszałem o moim incydencie z alkoholem. Czy już naprawdę każdy o tym wiedział? Ten prefekt Slytherinu, jeszcze mu się kiedyś odwdzięczę...

    Ciągle przytakiwałem chłopakowi, machając głową, bo zwyczajnie w świecie nie wiedziałem jak mu odpowiedzieć. Przez ten wieczny uśmiech odnosiłem wrażenie, że jest dość miły i przyjazny, ale to pewnie tylko gra pozorów. Możliwe, iż w głębi duszy czaił się już na moje życie.

    Za to ja jak zwykle zachowywałem się jak ostatni prostak, no i te moje dziwne domysły. Muszę z tym skończyć, z tą moją nieufnością względem ludzi oraz aspołecznym zachowaniem. Chłopak naprawdę nie wydawał się zły, a to, że byliśmy krukonami powinno nas tylko i wyłącznie do siebie zbliżyć.

    - Nie, dziękuję - odpowiedziałem grzecznie, choć byłem strasznie ciekaw tego zaklęcia, gdyż było mi nieznane.- Znam wszystkie potrzebne mi czary- odwzajemniłem jego uśmiech, a on zawiązał mi szalik na szyi, niczym małemu dzieciakowi. Spojrzałem mu w oczy i poczułem jak moje policzki lekko się czerwienią. - Staram się bywać tu często- odpowiedziałem mu. - Ale ostatnio zaniedbałem te piękne istoty. A ty, lubisz to miejsce?

    OdpowiedzUsuń
  45. Czułem, jakbym przytłaczał Kyungsoo swoim nadpobudliwym zachowaniem. Nie wiem, może w pewien sposób przeszkadzała mu ta moja ciągła radość, jakbym nie brał niedawnej sytuacji do siebie? Jakby wywalenie go nie było dla mnie niczym ważnym? Aish, naprawdę było mi głupio, że ludzie padają na mój widok. Taki już byłem, ekhem, oczywiście nie schlebiając sobie. Nie byłem aż taki zapatrzony w siebie. Tak szczerze, to w ogóle.
    Chłopak non stop przytakiwał. Chyba wprawiałem go w zakłopotanie. W sumie się nie dziwiłem, bo byłem dosyć rozgadanym typem osoby i każdego mogłem ugasić swoich pierdzieleniem o głupotach. No i też nie podłączałem języka do mózgu. Najpierw mówiłem, a potem myślałem.
    - To świetnie, zazdroszczę ci. Ja wciąż czuję niedosyt i praktycznie ciągle sterczę nad książkami, ucząc się każdego zaklęcia. Cud, że jeszcze je pamiętam - zaśmiałem się po raz 97658 dzisiaj, patrząc szczęśliwy jak odwzajemnia mój uśmiech. Jeszcze się rumieni. Ojoooj, czy widziałem kiedykolwiek coś bardziej urokliwego niż to? Zagryzłem radośnie wargę. - Uwielbiam. Mimo, iż przez błoto ciężko się tu dostać - westchnąłem, opierając się o płot i przyglądając się istotom. - Ogółem kocham zwierzęta, szczególnie te magiczne, a moje faworyty to Testrale i właśnie Hipogryfy.

    Byun Baekhyun

    OdpowiedzUsuń
  46. "Ciągle sterczę nad książkami" skąd ja to znam. Wreszcie dostrzegłem w nim cechy krukona, mimo to nadal nie byłem przekonany, co do inteligencji chłopaka.

    Postanowiłem, że tym razem nie ucieknę, tak jak zazwyczaj, tylko poznam go bliżej, a nuż okaże się interesującą osobą... Pomimo początku naszej znajomości, trochę byłem nim zaintrygowany.

    Stanąłem obok niego, opierając łokcie o płot i obaj patrzyliśmy na hipogryfy. Wiedziałem, że chłopak często tu przychodził, ale jakoś nigdy wcześniej na niego nie wpadłem. Czyżby znowu los... Bomi miała w zwyczaju mówić, że nic nie dzieję się przypadkiem oraz, że każda znajomość zawarta jest w jakimś celu. Wziąłem sobie te słowa do serca i postanowiłem w to wierzyć!

    - Ja także uwielbiam zwierzęta, dlatego uczęszczam na lekcje opieki nad magicznymi stworzeniami- odrzekłem, jednakowoż zdziwiłem się kiedy chłopak wspomniał o testralach.- Widzisz testrale?!

    OdpowiedzUsuń
  47. Wciąż ciężko było mi uwierzyć, że chłopak jeszcze przede mną nie uciekł. Chociaż jego oczy wciąż wyglądały na lekko przerażone. W sumie miałem wrażenie, że praktycznie ciągle jego oczy tak wyglądają. Jakby znikąd miał zniknąć i nigdy nie pojawić się więcej przede mną. Dlatego nie chciałem palnąć czegoś głupiego, ale nie byłbym sobą, gdybym tego nie zrobił. Byun Baekhyun i powiedzenie czegoś z sensem? Czasem się zdarza, owszem, ale nie przesadzajmy. Potrafiłem momentami palnąć taką głupotę, której nikt nie mógł zrozumieć. Ale w końcu wychowywałem się jako mugol, a tutaj jest od cholery ludzi, którzy nigdy nie mieli styczności z tamtym światem.
    Uśmiechnąłem się szeroko, ukazując swój uroczy eye smile, kiedy chłopak oparł łokcie o płot, stając tuż obok mojej osoby. Obydwoje przyglądaliśmy się hipogryfom. Chciałbym do nich podejść, ale może zrobię to innym razem. Jeśli uda mi się spotkać gajowego. Tak dla bezpieczeństwa własnego i innych.
    - Widziałem cię na nich kilka razy, bo też na nie uczęszczam. Ale zazwyczaj bardziej przyglądam się zwierzętom - zaśmiałem się, na chwilę spoglądając na Kyungsoo, by po chwili całkowicie odwrócić głowę w jego stronę. - Widzę i powiem ci w tajemnicy, że to one ciągną szkolne powozy co roku, kiedy jedziemy do Hogwartu - powiedziałem szeptem, jakby to był sekret, od którego zależy moje życie i całej ludzkości. Kto wie, może zależy. - Dobrze, że ich nie widzisz. Oznacza to, że nigdy nie widziałeś czyjejś śmierci.

    Byun Baekhyun

    OdpowiedzUsuń
  48. Baekhyun tak uważnie mi się przyglądał, czując jego spojrzenie po prostu nie mogłem nie schować twarzy w moim granatowym szaliku.

    Chłopak rzeczywiście widywał testrale. Było to dla mnie wielkie poruszenie, nigdy nie myślałem, że szkolne powozy mogą ciągnąć te istoty.

    - Tak, słyszałem, że widzą je tylko ci którzy widzieli śmierć...- odparłem, poprawiając szalik.

    Nie wiem czy powinienem nazywać go szczęściarzem czy pechowcem, w końcu te magiczne zwierzęta może zobaczyć tylko ktoś, kto był świadkiem śmierci... Czyli on, ten radosny chłopak, widział jak ktoś umiera, niewykluczone, że ktoś z jego bliskich. Nie mogłem w to uwierzyć. A może on po prostu ukrywa ten smutek głęboko w sobie, ja zwyczajnie bym tak nie potrafił. Silny ten Baekhyun...

    - Czyją śmierć widziałeś - zapytałem, bez zastanowienia, spoglądając na niego poruszony, ale po chwili ugryzłem się w język. - Przepraszam, nie musisz mi tego wyjawiać...

    Typowy ja, jak zwykle musiałem powiedzieć coś, zupełnie nie rozważając konsekwencji. Ta nietaktowność z mojej strony była naprawdę krępująca, a może nawet arogancka. Bałem się, iż krukon może mnie źle odebrać lub zrazić się do mojej osoby.

    OdpowiedzUsuń
  49. Musiałem przyznać, że Kyungsoo był bardziej słodki ode mnie i nieświadomie to wykorzystywał. Kiedy mu się przyglądałem, skrępowany chował twarz najbardziej jak mógł w swój uroczy, granatowy szaliczek. Czy wszyscy musieli nosić szaliki? Nie mogli tego robić w zimę, która pojawi się za kilka dni i jest już praktycznie tuż za rogiem? Poranki zaczynały się robić dosyć chłodne, podobnie jak noce. A ja tylko czekałem niecierpliwie aż w końcu będę mógł szczęśliwy patrzeć na spadające z nieba płatki śniegu czy też bawić się w białej masie. Po prostu zima sprawiała, że miałem ochotę robić coś innego niż wieczne sterczenie nad książkami. No i był bal. Święta. Lubiłem tą atmosferę.
    - Twoje oczy wciąż mało widziały. Oby tak pozostało - odparłem z lekkim uśmiechem, kiedy ten zastanawiająco gapił się przed siebie. Chyba nad czymś bardzo namiętnie myślał, jednakże po dłuższej chwili odwrócił głowę w moją stronę, patrząc na mnie poruszony. Zamrugałem kilkakrotnie, zdziwiony jego pytaniem. Zagryzłem nerwowo wargę, uśmiechając się słabiej niż sekundę temu. Po prostu coś w sercu mnie zabolało.
    Ale chłopak był ciekawy, to jasne. Na jego miejscu też był o to spytał. W końcu ludzie są zafascynowani światem i niekiedy przeszłością innych. Jak ja czy Kyungsoo.
    - Nie przepraszaj, to zrozumiałe, że chciałbyś wiedzieć - mrugnąłem, zaczynając gapić się przed siebie. Zastanawiałem się, czy powinienem mu mówić, skoro nigdy nie chciałem tego nikomu wyjawiać. Albo raczej nie czułem takiej potrzeby. Ta osoba nie była mi wielce bliska. Nie mógłbym powiedzieć, że oddałbym za nią swoje życie albo oddał jej ostatnie skrzydełko kurczaka z obiadu. Byłem z nią po prostu na 'cześć' i zamieniłem kilka słów. - Mojego kolegi z dzieciństwa.

    Byun Baekhyun

    OdpowiedzUsuń
  50. To naprawdę był błąd. Po co go o to pytałem?! Miałem niesamowite wyrzuty sumienia, a jeszcze mina chłopaka i jego gesty sprawiały, że naprawdę miałem ochotę uciec, jak to zwykle robiłem w takich sytuacjach... Dlaczego ja zawsze muszę wszystko psuć ?!

    - Przykro mi z powodu kolegi- odrzekłem, pocierając nerwowo ręce.

    Byłem strasznie zdumiony, nie sądziłem, że mi odpowie, a jednak... To była jego osobista sprawa, a ja nie powinienem być taki wścibski, mimo to on mi odpowiedział. To musiało nie być dla niego łatwe, więc ja także postanowiłem mu coś wyjawić:

    - W pewnym sensie rozumiem co czujesz- oznajmiłem, spoglądając na niego, ale tuż po chwili odwróciłem wzrok. - Ja straciłem rodziców. Na moje szczęście, nie widziałem ich śmierci...

    Mówienie o tym było dla mnie ciągle bolesne, choć to już kilka lat. Obiecałem bratu, że już nigdy nie będę przez to smutny, ale nie potrafiłem. To wydarzenie wywróciło moje życie do góry nogami i nic tego nie zmieni...

    Miałem dość tego ponurego nastroju. Chciałem rozrzedzić tą zgęstniałą atmosferę, ale niestety nie byłem w tym dobry. Rozbawianie ludzi to nie moja dobra strona. Jedyne co przychodziło mi do głowy, to opowiedzenie anegdoty o mojej osobie.

    - Wiesz, kiedyś chciałem powiedzieć przyjaciółce komplement. Niestety nie wiedziałem jaki i oznajmiłem jej, że ma ładne uszy- wypowiedziałem prędko, jednak po chwili dotarło do mnie jakim jestem trollem. Zakryłem swoją czerwona twarz rękami, szepcząc - O boże. Co za kompromitacja.



    OdpowiedzUsuń
  51. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę wybiegu, jednak kiedy zauważyłam dwóch chłopaków rozmawiających o czymś niezbyt przyjemnym, domyśliłam się tego po ich gestach. Powinnam zawrócić, ale coś sprawiło, że nie mogłam ruszyć się z miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  52. Dziwne, że mówiłem akurat temu chłopakowi o tym wszystkim, ale jakoś jego osoba przemawiała do mnie. Czułem powinność powiedzenia mu tego. Nie chciałem może rozwijać się na ten temat, ale w sumie sam dużo nie wiedziałem.
    Zagryzłem wargę, patrząc na chłopaka. Nie chciałem, by czuł się głupio, bo o to spytał.
    - Prawie go nie znałem. Bardziej boli, że już jako dziecko widziałem taką okropność jak śmierć - odparłem, patrząc na niego wyrozumiale. Jednakże po chwili Kyungsoo zaczął coś mówić. Coś dosyć nieprzyjemnego. Aish, co ja miałem zrobić? Nie mogłem powiedzieć czegoś, co go zrani, ale nie wiedziałem, co mam mówić!
    - Przykro mi, Kyungsoo - szepnąłem skruszony, patrząc na niego troskliwie. Taki mały, bezbronny chłopak został sam na świecie, bez rodziców? Teraz kompletnie nie dziwiło mnie jego wyjątkowe zachowanie, jakie objawiał momentami. Było mu ciężko. - Ale wiesz, teraz są w lepszym miejscu.. - dodałem po chwili, kładąc łapkę na jego ramieniu i uśmiechając się pocieszająco. I nagle zapadła dosyć dziwna cisza.
    Ale znikąd tak Kyungsoo powiedział jakąś anegdotę o sobie, która sprawiła, że zaśmiałem się głośno. - Yah, Kyungie~ - zacząłem zdrobniale, śmiejąc się wciąż pod nosem i zabrałem łapki z jego twarzy, kiedy ten się zaczerwienił i schował twarz w dłoniach. - Żadna kompromitacja, kiedyś miałem podobnie, ale chciałem poderwać kogoś, mając twarz całą umazaną jedzeniem, a nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy - dodałem po chwili, zagryzając radośnie wargę. Szybko zmieniał mi się przy nim humor. I chłopak był taki uroczy, kiedy się rumienił! - Och, ktoś nas obserwuje - znikąd zmieniłem teraz, zbliżając się do niego. - Znasz ją? - spytałem, wskazując na dziewczynę, która stała w miejscu i się na nas gapiła.
    Kurczę, poza tym, robiło się dosyć chłodno.

    Byun Baekhyun

    OdpowiedzUsuń
  53. Na szczęście chłopak zaczął się śmiać, o co dokładnie mi chodziło, a kiedy zasłoniłem twarz, ten zwyczajnie zabrał delikatnie moje dłonie. I jeszcze te "Kyungie"... Nie powiem, nigdy jeszcze nie usłyszałem, żeby ktoś tak subtelnie wypowiadał moje imię.

    W jednej chwili mówiliśmy o smutnych rzeczach, by już za chwilę śmiać się. Poczułem się dziwnie swobodnie. Ale tuż po sekundzie miałem wrażenie, że ktoś nas obserwuje i to uczucie zniknęło.

    Była to dziewczyna. Najwyraźniej z naszego domu, poznałem po szatach, lecz w ogóle nie kojarzyłem jej twarzy.

    - Rzeczywiście- odparłem, obracając głowę w jej stronę.- Nie znam jej...

    Powoli zaczynałem się bać. Stała tak nieruchoma i spoglądała w naszym kierunku, jakby zaraz miała ruszyć do ataku.

    Po chwili zawiał zimny północny wiatr, niosąc z sobą słodki zapach perfum dziewczyny. Może nie miała złych zamiarów? Jednakowoż robiło się chłodno. Zima zbliżała się wielkimi krokami, a ja nie miałem ochoty wdawać się w kolejne pogawędki z nieznajomą.

    - Baekhyun, zimno mi- stwierdziłem, nieśmiałym głosem.- Wracasz ze mną do zamku?

    OdpowiedzUsuń
  54. Okej, nie znałem tego chłopaka szczególnie długo, ale mogłem śmiało powiedzieć, że już zdążyłem go polubić. Już na samym początku zrobił na mnie dobre wrażenie, w przeciwieństwie co do niektórych osób. Mimo iż kiedy się go nie znało, to wydawał się być oschły i cichy, to po bliższych poznaniu był uroczy, nieśmiały i zabawny. Tak, zdecydowanie dobrze wybrałem, decydując się na rozmowę z nim. To było fajne uczucie znikąd przejść z przygnębiającej rzeczy do bardzo radosnej i zabawnej. Miałem dobre przeczucia co do naszej znajomości.
    W każdym razie jakaś dziewczyna się nam przyglądała. Nie wiedziałem dokładnie, co mam robić, dlatego też jej się przyglądałem. Zagryzłem wargę, widząc, że jest z naszego domu.
    - Ja też nie. A myślałem, że każdego kojarzę z Ravenclaw - westchnąłem, marszcząc brwi. - Może dołączyła niedawno i teraz się rozgląda? - dodałem po chwili zastanawiająco, patrząc na Kyungsoo, który niezbyt śpieszył się do zbliżenia się do niej.
    Westchnąłem, patrząc na chłopaka rozbawiony, gdy ten stwierdził nieśmiało, że mu zimno i zaproponował wspólny powrót. Byłbym durny, gdybym odmówił. - Pewnie, choć. Lepiej nie ryzykować przeziębieniem - zaśmiałem się i wziąłem go pod ramię, idąc w stronę zamku.

    Byun Baekhyun
    [Z/L] x2

    OdpowiedzUsuń
  55. Kiedy chłopacy ruszyli w stronę zamku odzyskałam władzę w nogach. Nie miałam już ochoty iść na wybieg, postanowiłam więc wrócić do zamku.

    [Z/L]

    OdpowiedzUsuń
  56. Eh, jak zwykle zabłądziłem. Chciałem wrócić do zamku, bo zbyt lekko się ubrałem, a doszedłem do jakiejś zagrody. Nikogo tu nie było, a za nią jakieś dziwne stworzenia. Podszedłem bliżej, od razu odnajdując tabliczkę.
    -Hi...po..gry...fy?- Przeczytałem na głos zdziwiony. Co to za dziwne koreańskie słowo...
    -"Jeśli nie ma w Tobie za grosz szlachetności, Hipogryf ukłonem Cię nie ugości. Sprowokowane mogą nawet zabić" C-co?! ZABIĆ? CO TO MA BYĆ?- Pięknie, nie dość, że gadałem ze swoim drugim ja, to jeszcze zacząłem wrzeszczeć do samego siebie.
    -N-nie, nie podchodź tu, boję się Ciebie... Nie zabijaj mnie...- Cofnąłem się niepewnie, ale stworzenie nadal podchodziło, aż było przy barierce i swoim dziwnym dziobem skubało moją cienką kurtkę. Swoją drogą, jak wspomniałem o zabijaniu, to od razu pomyślałem o Jiho hyungu. Ciekawe co teraz robi... Od tamtego zdarzenia minęło kilka dni... Chciałbym znów go zobaczyć.... Nawet pamiętam zapach jego wody kolońskiej, jak tak się nade mną nachylał.... I jego kolor oczu... I jego szybsze bicie serca jak się do niego przytuliłem.... A tamte głupoty, pod wpływem mojego wzburzenia...
    To było przerażające, ale i tak pochwalam~
    Mam nadzieję, że z nim wszystko dobrze... I że nic go nie boli po tym, co mu zrobiłem... Chociaż w sumie nawet nie skrzywił się wtedy...
    Ty mały, nie ignoruj mnie
    Wyrwany nagle z moich przemyśleń zauważyłem, że to stworzenie mi się ukłoniło. Huh? jakie to dziwne. I co ja mam niby zrobić? Też się ukłonić? No dobra. Ukłoniłem mu się nisko, niepewnie się uśmiechając, na co wydał jakiś radosny okrzyk i pochylił swoją głowę. Okej, pogłaskałem go.
    -Jak Ci na imię? W sumie i tak mi nie odpowiesz... jesteś piękny, taki szlachetny... Skoro mi się ukłoniłeś, musisz być też na swój sposób inteligentny... Czy ktoś Cię kiedykolwiek obraził, że zabiłeś? A może tylko poturbowałeś?- Zapytałem z obawą, a on pokiwał twierdząco głową.
    -Ty....rozumiesz co mówię?- Znów pokiwał głową.
    -Eh, magia.... nic nie rozumiem...

    OdpowiedzUsuń
  57. Wiele razy łaknął samotności. Zazwyczaj otrzymywał ją w Zakazanym Lesie, lecz tego dnia czatował tam jego ulubiony prefekt. Żałował, że to nie ta śmieszna dziewczyna z domu lwa. Jej by się nie obawiał, ale Sunggyu był specyficznym rodzajem człowieka, którego Zico bardziej wolał mieć jako sprzymierzeńca, niż na odwrót.
    Dzisiaj postanowił udać się do zagrody hipogryfów. Drugie stworzenia, które sobie ukochał. Szlachetne, silnie, potężne, pełne gracji, wdzięku...
    - Skromnie to ujmując, takie jak ja - mruknął do siebie, po czym zaśmiał się pod nosem.
    Pamiętał swoje pierwsze spotkanie z nimi. Wywarły na nim wtedy wrażenie dość duże. Ba! Nawet poturbowały jakiegoś chłopaka, bo ten nie zachowywał się należycie. Zico też by tak zrobił - albo szacunek, albo do zobaczenia w szpitalu.
    Już miał bez żadnych ceregieli wyjść z zarośli prosto do zagrody, gdy nagle usłyszał głos, pod wpływem którego zatrzymał się za jakimś drzewem. Słyszał go tylko jednego dnia w życiu, lecz nie można było go nie zapamiętać.
    Di
    Minęło kilka dni, odkąd go widział. Zico miał nadzieję, że tamten przestał działać na niego w specyficzny sposób, lecz teraz jego wątpliwości zostały rozwiane. Z negatywnym skutkiem, niestety.
    Miał się już cofać, ale głos w jego głowie kategorycznie mu zabronił. Stał więc jak ta pipa na mrozie i gapił się jak krowa na malowane cielę.
    - Czego tu nie rozumieć - prychnął, dopiero po chwili rozumiejąc co robi. Ni stąd ni zowąd wyszedł zza zarośli i oparł się o pień drzewa.
    - Nie wszystkie zwierzęta są głupimi szczurami, nic nie rozumiejącymi - powiedział leniwie, patrząc na niego bez emocji.
    Pomimo faktu, iż tamten dziwnie na niego wpływał, to nie miał absolutnie mu to okazywać.

    Zico

    OdpowiedzUsuń
  58. Byłem zajęty głaskaniem hipogryfa i podziwianiem go,aż usłyszałem czyjś głos. Aż podskoczyłem, przestraszony. Nie musiałem się odwracać, by wiedzieć, kto to był.
    -Jiho hyung!- niewiele myśląc przytuliłem się do niego, dopiero po chwili uświadamiając to sobie i odsuwając się, zawstydzony.
    -J-jak długo tu jesteś?- Spojrzałem na niego z obawą. Jeśli stał tu od samego początku, to zrobiłem z siebie głupka.... Chociaż, gdybym miał tym sprawić, że się uśmiechnie szczerze a nie ironicznie, to chętnie zrobiłbym to jeszcze raz. Chciałbym widzieć jego uśmiech.. Sam też dawno się nie uśmiechałem, ale czuję, że teraz będzie inaczej.
    Hipogryf nadal dopraszał się o moją uwagę, tym razem szczypiąc mnie w rękę.
    -Ałć! Nie szczyp mnie no..- Spojrzałem z wyrzutem na stworzenie i zaraz podmuchałem i potarłem obolałe miejsce.
    Gdy zawiał mocniej mroźny wiatr, skuliłem się z zimna. Już od pewnego czasu było mi zimno, bo za lekko się ubrałem, ale teraz jakoś bardziej.
    Jiho hyung był cieplej ubrany, poza tym on jest twardszy i silniejszy, nie to co ja... Kto by się zainteresował takim słabym i delikatnym kimś jak ja... Bo na pewno nie Jiho hyung..

    OdpowiedzUsuń
  59. Automatycznie zesztywniał cały, czując obejmujące go ramiona. Już miał go właśnie odpychać, gdy chłopak sam to zrobił, ku uciesze starszego.
    - Nie długo - powiedział cicho. - Ale chyba ty też...
    To ostatnio dodał złośliwie a jego mina przybrały taki właśnie wyraz. Na początku nie miał zamiaru robić mu z tego powodu jakiekolwiek złośliwości, ale właściwie to dlaczego by nie? To była kolejna rzecz, która mogłabyś słabością chłopaka. A każda tego typu rzecz była dla Jiho na wagę złota. No i tamten miał chyba słabość do przytulania...
    Obserwował poczynania młodszego, nadal opierając się o drzewo. Lubił to robić. Mógłby tak stać i patrzeć na ludzi cały czas.
    Westchnął ciężko, po czym zsunął z siebie płaszcz. Zarzucił go młodszemu na ramiona, nic nie mówiąc. Sam nie do końca wiedział, co nim kierowało, gdy to robił. Wolał nie wiedzieć, bo jego zachowanie ostatnio było zbyt dziwne. Zbyt inne.
    Co się z tobą dzieje Jiho? Złośliwości i riposty przecież ci nie brak...

    Zico

    OdpowiedzUsuń
  60. CZY.ON.MI.WŁAŚNIE.ODDAŁ.SWÓJ.PŁASZCZ?
    LKFNJWEFIJWEBFFUIBWU
    Taa, gratulacje, zmieniłeś go na mięczaka. A taki fajny z niego chuj był. I te kurwiki w oczach. Eh, co za strata. Idź kupić znicza
    Nie popsujesz mi humoru.
    W pewnym momencie zauważyłem, że próbował mi dogryźć i uśmiechnął się zadziornie, ale dla mnie to nic złego. W sumie jest seksowny gdy jest taki zadziorny... Boże, dobrze że on mi nie umie w myślach czytać. I albo to ja mam jakąś manię przytulania, w co wątpię, albo on tego nie lubi. Ale ja bym chciał jeszcze.... No ale trudno. Już i tak odniosłem mały sukces. Albo mi się wydaje, albo ludzie dziwnie na mnie patrzą. No tak, przecież rozmawiam z Zico, zaraz mnie zabije
    Teoretycznie na początku chciał, nie pamiętasz?
    To wtedy było przez Ciebie.
    -Możesz być złośliwy, lubię to w Tobie- Powiedziałem nieśmiało, odwracając wzrok i przygryzając wargę, W sumie po co ja to mówiłem..
    -A-ale h-hyung... Tobie będzie zimno...- Spojrzałem na niego zmartwiony, ale nie mogłem powstrzymać malującego się na moich ustach uśmiechu. Zaraz wtuliłem się w ten płaszcz i zaciągnąłem się jego zapachem. Tak bardzo pachniał nim i jego wodą kolońską...

    OdpowiedzUsuń
  61. Prychnął.
    - Musisz być cholernie nienormalny, skoro starasz się ze mną zakolegować - powiedział. - Niestety, zmartwię cię. Nie jara mnie poznawanie nowych osób a jeszcze bardziej takich, którzy najpierw próbują mnie obrazić a potem kleją się do mnie.
    Bardzo dobrze Jiho, bądź sukinsynem, jak zawsze!
    Nie mógł się stać miękką kluchą, musiał być twardy. Nie mógł stać się taki, jak kiedyś. Nie po tym wszystkim, co dokonał, co zrobił. Miłość była dla Zico czymś, co do szczęścia było mu zbędne. Nie chciał jej, nie pragnął. Jedyne czego chciał, to strachu w każdym napotkanym spojrzeniu.
    - Nie jest mi potrzebny - powiedział obojętnym tonem.
    W oczach malowało się znudzenie. Potrafił doskonale siebie kreować, stawać się Zico, który nienawidzi ludzi i świata. Który zabija i torturuje dla zabawy. Nie mógł się zmienić dla jakiegoś gówniarza z zaburzeniami!

    Zico
    [ On chyba będzie trudny w miłości... ]

    OdpowiedzUsuń
  62. Bolało. Cholernie mnie zabolało to, co powiedział. Chociaż wiedziałem, że powiedział to specjalnie, a zaczynał myśleć inaczej(tak mi się wydaje, patrząc na jego wcześniejsze gesty), to i tak bolało. Tylko nie płacz Di, bo tylko Cię wyśmieje. Po co ja w ogóle się staram? Może już teraz sobie odpuszczę, bo później, jak, nie daj Boże się zakocham, będzie tylko jeszcze bardziej bolało?
    -W takim razie po co tu przyszedłeś? Byłem tu pierwszy, a ty wszystko popsułeś.- Powiedziałem oschle. Oko za oko, ZICO.
    -Ty kurwa myślisz, że jesteś jedynym zranionym przez ludzi i przez życie? Jesteś jebanym egoistą, Zico. Nawet nie wiesz przez co ja przeszedłem, a próbujesz mnie oceniać.Proszę Cię o to samo, co na początku, nie spotkajmy się więcej.- Byłem teraz tak bardzo oziębły, jak tylko potrafiłem.
    -A co do płaszcza.... Skoro Ci niepotrzebny...- Uśmiechnąłem się kpiąco i zdjąłem go z siebie, by wyrzucić go za zagrodę Hipogryfów. Od razu do niego dopadły i zaczęły go szarpać.
    -One go bardziej docenią- Przewróciłem oczami i odwróciłem się do niego tyłem, na nowo głaszcząc wcześniej zapoznanego hipogryfa. Ups, chyba wkurzyłem Zico. Przygryzłem wargę, nadal próbując się nie rozpłakać. Bądź silny, Di.

    OdpowiedzUsuń
  63. Obserwował jego reakcję. Widać, że zabolało i tego właśnie chciał. Nie mógł się zakochać, obdarzyć kogokolwiek miłością. Obiecał sobie, iż żal i smutek z czyjegoś powodu, pozostanie tylko wspomnieniem po dziecięcych latach. Chciał budować w sobie siłę, którą nawet ten praktycznie nieznany mu chłopak nie zburzy. Prawda była taka, że Zico przyłapał się na tym, iż czasami o nim myśli. Cholernie irytujące.
    - Bo widzisz, ja lubię wszystko psuć - warknął do niego, posyłając mu groźne spojrzenie.
    Ktoś tu się stawia? Niedoczekanie...
    - A może ja lubię być jebanym egoistą - jego głos coraz bardziej się podnosił.
    Co on sobie wyobraża? Że jak raz mnie przytuli, to ja stanę się jakimś pieprzonym króliczkiem?!
    Jego oczy zaczęły ciskać w chłopaka piorunami, gdy zobaczył co właśnie stało się z jego płaszczem. Bądź co bądź lubił go a teraz został rozszarpany przez stado rozszalałych hipogryfów.
    Nie wiedząc skąd w Jiho wezbrała fala gniewu, którego źródła nie do końca mógł zrozumieć.
    Na co ja właściwie jestem wkurzony?
    Na pewno nie na to, że jego ubranie rozleciało się, bo nigdy mu nie zależało na takich rzeczach. Na chłopaka, że się tak zachowuje? A może na siebie samego?
    Nie powstrzymując emocji, złapał chłopaka mocno za ramię, odwracając go w swoją stronę. Popchnął go na barierkę, do której go przycisnął tak, jak nie dawno do ściany. Patrzył mu twardo w oczy.
    - Co ty próbujesz zrobić? Myślisz, że z dnia na dzień stanę się dobry? Nawet ty nie jesteś w stanie mnie zmienić - wysyczał cicho przez zęby.
    Dopiero po chwili zrozumiał, jak zabrzmiało ostatnie zdanie. Nie zmienił jednak miny, nadal boleśnie wciskając chłopaka w barierkę. Całkowicie zapomniał o hipogryfach a zwłaszcza o tym, który wydawał się być związany z młodszym. Z jego pamięci uleciał też fakt, iż prawdopodobnie hipogryf zaraz stanie w obronie Di. Dopiero gdy spojrzał za plecy chłopaka, napotkał wściekłe spojrzenie zwierzęcia, które powoli rozkładało swoje skrzydła.
    - Cholera - powiedział cicho.

    Zico

    OdpowiedzUsuń
  64. -Nie martw się, mały, sam sobie poradzę z tym frajerem.- Zwróciłem się do hipogryfa, jednak ten nie zluzował. Di dość chętnie mnie wypuścił, ciekawe czemu? Chce go jeszcze bardziej zranić?
    -Lubisz wszystko psuć? Wiesz co? Nawet Ci współczuję, że masz takie chujowe życie. Musiałeś być naprawdę niezłą ciotą, że teraz nakładasz taką maskę twardziela- Powiedziałem z ironicznym uśmiechem. Pewnie nawet kurwiki w oczach miałem jak Zico. Jak zwykle nie przejmowałem się tym, że pewnie przegiąłem i Zico może w końcu podnieść na nas rękę. Zaraz po tych słowach Di mnie "uwięził". Skubany coraz bardziej nade mną panuje.
    -Myślisz, że wszystko kręci się wokół Ciebie? Ja już nikomu nie pozwolę sobą pomiatać. Dosyć się nacierpiałem w sierocińcu, żeby teraz jakiś frajer, któremu się zdaje że cierpi najbardziej na świecie, próbował pomiatać mną i jednocześnie mieszać mi w głowie. Będę Ci się odwdzięczał tym samym. Jeśli będzie trzeba, będę dla Ciebie takim samym skurwysynem jak Ty. Tylko dla Ciebie, specjalne traktowanie.- Patrzyłem mu groźnie w oczy, nawet nie przejmując się bólem. Chyba nawet rozdarł mi kurtkę i bluzkę od tego przyciskania, może na tej zagrodzie był jakiś gwóźdź, bo zaczęła mi cieknąć krew. Jednak to nie było teraz istotne. Oby tylko hipogryfy się nie wściekły i nie stanęły w mojej obronie.

    OdpowiedzUsuń
  65. Starał się panować nad sobą i być niewzruszonym na jego obelgi. Mimowolnie jednak wrócił wspomnieniami do lat dzieciństwa. Przez to jego uścisk zelżał a on zastanawiał się nad swoimi rodzicami. Szybko jednak odrzucił te myśli, by wysłuchać kolejnych słów chłopaka.
    - Powinienem się rozpłakać z powodu zaszczytu jakim mnie obdarzyłeś - spytał sucho.
    Po chwili odsunął się od niego z głębokim westchnieniem i wrócił do podpierania drzewa.
    - Jednak jesteśmy podobni - mruknął cicho do siebie. - Ale bardzo mało.
    Patrzył na chłopaka.
    - Uwierz mi, że czasami jest lepiej nie mieć rodziców aniżeli jednak z nimi być, bo to oni potrafią najbardziej zranić - powiedział.
    Spojrzał na śnieg pod stopami chłopaka, na której zaczęły pojawiać się plamki krwi. O dziwo widok krwi młodszego nie podniecała go tak bardzo, jak innych. Nawet nie wiedział, czy w ogóle chce ją widzieć.
    - Jak się odwrócisz do mnie tyłem i pokażesz tą ranę, to ci ją opatrzę - powiedział cicho.

    Zico

    OdpowiedzUsuń
  66. Chyba jednak trafnie dobierałem słowa, bo jego uścisk zelżał, a ja poczułem ulgę. Po chwili mnie zupełnie puścił, a mi zaczęło się robić nieco słabo. jak duża musiała być ta rana w takim razie?
    Mimo słabości spojrzałem na niego groźnie, gdy znów porównał mnie do siebie. Nigdy w życiu. Zupełnie inaczej radziliśmy sobie z problemami i samotnością.
    -Och, czyli jak Cię ranią to trzeba było ich zabić? Ciekawe. W takim razie może ja Ciebie też powinienem, bo mnie zraniłeś? Uwierz mi, że mimo mojego pozornie niewinnego wyglądu znam kilka zaklęć, w tym uśmiercające.- Patrzyłem na niego z satysfakcją. Chyba jednak naprawdę powinienem go unikać. Tylko będzie mnie ranić coraz bardziej. Jednak co poradzić na to, że ślepy i głupi los jakoś krzyżuje nasze drogi? Boże, drwisz sobie ze mnie, czy bardziej chcesz dokopać? Bo za samarytanina, który ma niby zmienić na dobrego, tego przede mną, nie chcę i nie mam siły robić.
    -Innych zabijasz z satysfakcją i jarasz się widokiem ich krwi i martwych oczu a u mnie przejmujesz się odrobiną cieknącej krwi? Daruj sobie, sam sobie poradzę- I jak na potwierdzenie lekko się zachwiałem, zaraz łapiąc się płotu. Wprost zajebiście.

    OdpowiedzUsuń
  67. Prychnął.
    - Nie odzywaj się, jeżeli nic nie wiesz o moim życiu - powiedział. - Wymądrzasz się, chociaż tak naprawdę nic o mnie nie wiesz.
    Patrzył na niego spod wpół przymrużonych oczu. Chciał już skończyć to, te obrażalskie komentarze, te cięte riposty, to wszystko.
    Kurwa, znowu chcesz, by cię poprzytulał?!
    Tak, drwiłem sam z siebie, z mojego życia i tego, co starałem się zbudować z siebie a prawda była taka, że ten mały gówniarz obudził we mnie te emocje, których dawno nie miałem okazji poczuć. Wkurzało mnie to i fascynowało zarazem, bo nikomu się jeszcze to nie udało.
    - Co cię powstrzymuje - spytał. - Zabij mnie, to może przestanę ci przeszkadzać. W końcu jestem takim cholernym egoistom.
    Uniósł lekko jedną brew, przyglądając się mu cały czas.
    - No dobra, ale wiesz znam się na anatomii człowieka i prawdopodobnie ten gwóźdź wbił ci się w niebezpieczne miejsce - powiedział niby to obojętnie. - A dzięki mojemu hobby potrafię także uleczać.

    Zico
    [Staram się być kochana, bo ta miłość obrażalska taka trochę ... smutna. ;c ]

    OdpowiedzUsuń
  68. Zignorowałem jego wypowiedź, poza tym powoli traciłem kontakt z rzeczywistością. Chyba jednak jestem zdany na jego pomoc, bo coraz gorzej ze mną. Ale to i tak wszystko przez niego, on mnie tak wciskał w tą zagrodę. Nienawidzę go, aish
    Prawda jest taka, Di, że zaczynasz lubić tego chuja bez serca. I on Ciebie też. Widać, jak mięknie, ale próbuje to przez tobą ukryć, nadal Cię obrażając. Jak wyjaśnisz to, że przejął się twoją raną, którą na dodatek sam Ci zadał?
    Zamknij się, DieDi, co ty możesz wiedzieć....
    Czy mi się wydaje, czy wyczułem jakiś smutek w jego kolejnych słowach?
    -W przeciwieństwie do Ciebie, ja mam sumienie i uczucia i bym nie mógł z tym żyć. Pewnie nawet sam bym się zabił z poczucia winy.- Powiedziałem, przewracając oczami i krzywiąc się z bólu.
    -A niby...kurwa- aż przekląłem z bólu i złapałem się jego ramienia- czyja to wina, co? Aish, mam odruch wymiotny jak słyszę o Twoim hobby.

    [Obrażalska? o co chodzi? nie ogarniam xD]

    OdpowiedzUsuń
  69. - Sumienie nie jest dobre - stwierdził. - Potrafi zniszczyć człowieka, ja nie mam zamiaru tak szybko odchodzić z tego świata.
    Widział, jak chłopak się krzywi. Naprawdę musiało go boleć, tego nie mógł ukryć. Ostry musiał być ten gwóźdź, bo krwi na śniegu przybywało.
    - Twoja wina, bo to ty próbujesz mnie cały czas wyprowadzić z równowagi, czyż nie - spytał, łapiąc go w pasie.
    W pobliżu był zwalony pień drzewa, toteż złapał różdżkę, drugą ręką nadal go trzymając. W myślach wypowiedział zaklęcie, dzięki któremu kłoda się przysunęła a on mógł posadzić na niej młodszego. Obszedł go do koła, by spojrzeć na jego plecy. Nie wyglądało to źle, ale pięknie też nie było. Westchnął ciężką, po czym kilka razy jeszcze powypowiadał zaklęcia. W skutek tego miał obok siebie kawałek materiału a rana na jego plecach dokładnie została opatrzona. Usiadł obok niego i przyłożył materiał do zranionego miejsca. Na razie musiał siedzieć tak i trzymać.

    Zico

    OdpowiedzUsuń
  70. Im dłużej Cię słucham, tym bardziej stwierdzam, że brak Ci którejś klepki. Ciekawe gdzie i kiedy ją zgubiłeś. No ale niestety już za późno, by ją szukać, na pewno inny potrzebujący ją znalazł.- Przewróciłem oczami, nie kryjąc sarkazmu i starając się nie krzywić z bólu.
    -Tak, jasne, to ja Cię prosiłem, byś mnie przyszpilił tak mocno do zagrody pełnej gwoździ jak w jakimś tanim pornosie- kolejna sarkastyczna uwaga. Nawet nie wiedziałem, że tak potrafię i że wiem co to pornos. Widocznie nie znałem tak dobrze samego siebie Mimowolnie drgnąłem, gdy mnie objął w pasie. To było....przyjemne, gdy tymi męskimi dłońmi objął takiego drobnego i kruchego mnie. Dłońmi, którymi....ugh.
    Z ulgą opadłem na pień, wiedząc że zaraz czeka mnie ból. No i już po chwili jęknąłem boleśnie, zaraz zasłaniając sobie usta dłońmi, nawet czasami przygryzając kostki.
    -Aish...bądź trochę delikatniejszy...- Wysyczałem, co chwilę się krzywiąc z bólu.


    Di

    OdpowiedzUsuń
  71. Słysząc jego słowa, przewrócił tylko oczami. Wolał na razie powstrzymywać się od komentarzy, bo mogłoby to się znowu skończyć gwoździem wbijającym się w którąś część ciała.
    - Czyżbyś oglądał tanie pornosy - spytał. - Dobrze wiedzieć, na przyszłość będę uważał na pewne części mojego ciała, bo nigdy nie wiadomo, co sobie myślisz, podczas wtulania się we mnie.
    Tego komentarza nie mógł sobie odpuścić, to się wręcz prosiło o jakąkolwiek ripostę. Ale pozwolił sobie tylko na nią, bo słysząc niektóre dźwięki, które wydawał podczas swojego leczenia, musiał się mocno ugryźć w język.
    Ktoś tu mówił o tanich pornosach - przemknęło mu przez myśl.

    Zico

    OdpowiedzUsuń
  72. -Głupek- prychnąłem tylko, zaraz dostrzegając, że zwyczajnie przekomarza się ze mną. Lepiej się nie przyzwyczajać i nie kleić do niego, bo zaraz znów mnie doprowadzi do płaczu. Tak, właśnie, będę dla niego obojętny i oziębły, niech on też się nie przyzwyczaja. Nie mogę pozwolić mu się więcej zranić.
    -Gdy już mi opatrzysz to,co mi sam zadałeś, znikam z twojego życia z ogromną przyjemnością- Powiedziałem, nawet na niego nie patrząc, starając się być tak oschły jak tylko się da. Chociaż wątpię by go to zabolało. Jego już chyba się nie da zranić, bo sam już jest takim chujem, że już większym się nie da. Chociaż te przekomarzanki stawiają go w dość pozytywnym świetle. Jakby był taki zawsze to może nawet miałby przyjaciół.

    OdpowiedzUsuń
  73. Wzruszył ramionami.
    - Nie, ja jestem po prostu ostrożny - powiedział. - Tacy pozornie niegroźni zazwyczaj są najbardziej niebezpieczni.
    Opatrywanie ran powoli dobiegało już końca.
    - Trudno będzie do końca zniknąć, bo jesteśmy w tej samej szkole - stwierdził, niby to obojętnie.
    Pozostało mu już tylko nałożyć na to ogromny plaster, co zresztą uczynił i po chwili rana już była do końca opatrzona.
    - Gotowe - powiedział. - Radziłbym ci jednak nie szaleć z tą raną przez jakieś kilka dni. Bo w końcu skoro masz zamiar zniknąć, to kto ci tak wspaniale i delikatnie opatrzy znowu ranę, hm?
    Tak, lubił się przekomarzać z ludźmi. Jak przy tym wyglądał? Nie wiedział. Może wtedy ludzie brali go za dobrego, może nie, on to lubił. Nie przejmował się niczyim zdaniem.
    Wstał powoli, prostując się.
    - Jak chcesz, to możesz już znikać - powiedział. - Chyba, że wolisz bym to ja opuścił to miejsce...
    Nadal starał się być bez emocji, lecz trochę dziwnie się czuł. Chłopak wydawał się być osobą, dla której Zico miał inne nastawienie, niż do reszty świata. Trochę go to irytowało i fascynowało zarazem. Ale może gdy tamten zniknie, pozbędzie się problemu? A może wręcz przeciwnie?

    Zico

    OdpowiedzUsuń
  74. -Ostrożny, czyli tchórzliwy.- Prychnąłem. No bo niby robił z siebie takiego twardziela, a zwyczajnie się bał. Naprawdę go nie rozumiem i chyba nigdy nie zrozumiem. Jak dobrze, że już zniknę i mam nadzieję że się nie zobaczymy.
    Czy ty już raz przypadkiem nie mówiłeś, że znikniesz z jego życia?
    Zignorowałem tego głupiego DieDi. Bo niby co, nie umiem zniknąć z życia Zico? przecież nic o sobie nie wiemy, więc po co to wszystko?
    -Dzięki- powiedziałem, gdy już skończył, bo jednak byłem dobrze wychowany. Wstałem powoli, trochę jakby kulejęc, bo jednak byłem osłabiony utratą krwi. W jego głosie wyczułem jakby...smutek? Zawód? Hm, czyżby Zico jednak miał uczucia? Nie, na pewno nie, zdawało mi się. Na pewno się cieszy z tego,że już sobie idę i więcej mnie nie zobaczy.
    Sam poczułem jakby ukłucie smutku, ale zaraz je zdusiłem w sobie, to przecież Zico i znajomość z nim tylko przysparzałaby mi więcej bólu.
    Pożegnałem się z hipogryfem, drapiąc go po karku i po chwili oddaliłem się powolnym krokiem, starając się, by się nie odwrócić i nie spojrzeć na Jiho.

    [Z/L]


    [Piszemy jeszcze gdzieś wątek? Czy już z kimś innym chcesz? Jakoś dziś na sb się nie udzielasz więc nie mam gdzie spytać .___.]

    OdpowiedzUsuń
  75. Nie spodziewał się, że chłopak nagle cofnie się i rzuci w ramiona. Nawet tego nie chciał. A może nie chciał chcieć? Bynajmniej, cieszył się, iż odszedł. Dzięki temu tamten nie będzie miał kłopotów a Zico nadal będzie skurwysynem dla wszystkich. Bez żadnego wyjątku. Chciał, by tak pozostało, tak było lepiej dla wszystkich. I nawet wspomnienia o jego rodzicach, nie mogą nic zmienić.
    Spojrzał na hipogryfy lodowatymi oczami. One chyba nie pałały dzisiaj do niego szczególną sympatią, co było dziwne bo wcześniej całkiem raźnie do niego podchodziły.
    - A niech was szlag - mruknął cicho.
    Powoli odwrócił się plecami do zwierząt i zaczął iść tam, skąd przyszedł. Zastanawiał się, gdzie mógłby się udać. Miał wiele miejsc, które sobie upodobał, lecz teraz nie miał ochoty pójść do żadnego z miejsc. Powód? Znudzenie.
    - Strasznie popieprzone to życie - mruknął cicho do siebie.

    Zico
    [Z/L]

    [ Jasne, chętnie. Jak na razie nie wiem, czy mam wenę na pisanie z kimkolwiek innym. :) Myślę, że ja mogę też zacząć tym razem. Może w jednej z tych nowych lokacji? ]

    OdpowiedzUsuń
  76. Jak co sobotę, wybrałem się na poranny jogging. Od samego świtu pogoda aż śpiewała, wołała mnie, bym wyszedł na podwórze. Moje nogi aż mnie świerzbiły, a że nie będę taki niedobry, to ubrałem jedne z ulubionych butów i ruszyłem na błonia. Poza tym miałem ochotę spotkać się z tą pannicą od bluzy. Oby tylko mnie nie zawiodła, bo w sumie, miałbym pretekst by ukarać Borę. Od kilku dni nawet myślałem o niej. Jestem ciekawy czy prócz pięknego ciała, ma też mózg. Nie widywałem jej za często, co było dziwne, a za każdym razem jak już ją dostrzegałem, to odwracałem wzrok. W końcu jestem maczo i... No dobrze, muszę z tym przystopować, bo dziewczyna się wystraszy, a chce się z nią zapoznać.
    Przystałem na chwilę przy ogrodzeniu Hipogryfów. Bałem się zwierząt. Zawsze. Od małego. Jakoś nigdy mnie nie lubiły. A te potężne ptako - konio - coś dopiero mnie przerażały. Co prawda walczyłem z tym lękiem, ale nie zawsze się dało. Często rano, podczas biegania, przychodziłem tutaj, by choć trochę je poobserwować. Dostrzegłem piękno i szlachetność tych stworzeń, jednak wystarczy mi tylko spoglądanie na nie. Nie miałem zamiaru zbliżyć się do nich bliżej niż na 115 cali. Czułem, że osiągnąłem pewien sukces, jak już chciałem coś zmienić, to od razu rzucałem się na głęboką wodę i dzisiaj chciałem skrócić ten dystans. Podszedłem pod same belki ogrodzenia. Akurat jeden dorosły osobnik zainteresował się mną. Spoglądał na mnie, jakbym miał coś smakowitego. Zaczął powoli się do mnie zbliżać. Wsłuchiwałem się w delikatny stukot kopyt hipogryfa. Był naprawdę potężny, monstrualny, ale za to niebywale spokojny i taki delikatny. Byłem zupełnie, jak oczarowany, spoglądałem wciąż na jego nogi. Dopiero po chwili doznałem szoku, związanego z tym, jak blisko znalazło się owe stworzenie. Chyba naprawdę pomyślał, że coś dla niego mam. Większość uczniów przychodzi tutaj dokarmiać.... Włosy stanęły mi dęba, bo opierzony zwierz był teraz na wyciągnięcie ręki, a ja nie chciałem się odsunąć. Wtedy to postanowiłem się pokłonić, bo słyszałem, że to może wiele zmienić. Czekałem, czekałem, a hipogryf ani drgnął. Czy robię to źle?! Zwierze odeszło, zupełnie jakby nigdy nic, a ja wróciłem do normalnej pozycji. Może kolejnym razem się uda - stwierdziłem i nadal spokojnie spoglądałem na zagrodę.

    OdpowiedzUsuń
  77. W sobotę rano każdy normalny uczeń Hogwartu jeszcze śpi, ale nie ja. Jak mogłabym pozwolić sobie na wylegiwanie się w łóżku, skoro pogoda tak zachęcała do wyjścia na dwór? Wstałam rześka, pełna energii i gotowa na trochę ruchu, po czym wybiegłam z pokoju, nie patrząc nawet jaką bluzę zgarnęłam z krzesła. Tak jak myślałam, wszyscy jeszcze smacznie spali. Założyłam więc słuchawki, włączyłam jakąś muzykę i wybiegłam na boisko.
    Pobiegałam trochę po błoniach, odwiedziłam m.in. cieplarnie, chatkę gajowego, aż z oddali zobaczyłam dopiero budzące się hipogryfy. Dziwnym trafem zafascynowały mnie na tyle, że postanowiłam pójść również na wybieg. Spodziewałam się, że będę z tymi zwierzątkami sama, ale ktoś chyba myślał tak samo jak ja. Podchodząc bliżej dostrzegłam znajomą postać.O mało co nie wybuchnęłam śmiechem widząc, jak użera się z hipogryfami. Te zwierzęta po prostu go olewały! Wielki i we wszystkim najlepszy Hoya został właśnie zignorowany przez hipogryfa. Jeszcze mnie nie zauważył, więc podeszłam do niego cichym krokiem i dłońmi zakryłam mu oczy.
    - Dzień dobry, panie Lee. - powiedziałam głębokim głosem po czym zaśmiałam się i odsunęłam. - Widzę, że nie tylko ja wybrałam się dziś na poranne bieganie. - dodałam, po czym podeszłam do zagrody i wyjęłam z kieszeni jabłko.
    Jeden hipogryf od razu podbiegł do ogrodzenia. No dobrze, to teraz pokażemy temu panu obok jak obchodzić się z tymi cudownymi stworzeniami. Delikatnie i wolno pokłoniłam się, czekając, aż zwierzę zrobi to samo. Gdy udało się osiągnąć mój cel, wróciłam do pozycji wyjściowej, i z uśmiechem podałam mu jabłko.
    - Czy to było takie trudne? - uśmiechnęłam się do chłopaka, który chyba nie dowierzał.

    OdpowiedzUsuń
  78. Zastanawiałem się, dlaczego ten Hipogryf mnie zignorował. Byłem za mało szlachecki?! Ja Lee Hoya! Dlaczego?! Dobrze, że byłem tutaj sam, gdyby ktoś to widział, chyba zapadłbym się pod ziemię. I tak się właśnie stało.Gdy usłyszałem "Dzień dobry" zamarłem, nawet się nie obróciłem, właściwie nie miałem jak, bo ktoś zasłonił mi oczy. Czułem niesamowity niepokój. Ta osoba pewnie wszystkim teraz rozpowie, że nie radzę sobie z Hipogryfami. Uspokoiłem się znacznie, gdy w końcu zorientowałem się, że dziewczyna, która mnie tu dopadła to Bora.
    - Bora! - zawołałem podekscytowany, a ta wyciągnęła jabłko z kieszeni i zwyczajnie w świecie jeden z zwierząt na wybiegu przybiegł do niej. Ukłonił się zaraz po niej i zjadł jabłko. Co to kurna było! Byłem naprawdę zaskoczony, nie dowierzałem temu co właśnie zobaczyłem. Szybko doszedłem do wniosku, że to niezła pokazówka. Dziewczyna chciała mi zaimponować i po raz kolejny wprawiła mnie w osłupienie.
    - Też bym tego dokonał gdybym miał jabłko - oznajmiłem, udając nie wzruszonego.W jednej chwili zbliżyłem się do Bory, która spoglądała w stronę wybiegu. Stanąłem za nią i postanowiłem delikatnie szepnąć jej do uszka - Słuchaj, teraz wiesz o mnie za dużo. Będziemy musieli coś z tym zrobić.
    Odsunąłem się od niej, bo jeszcze Gryfonka by się na mnie rzuciła. Zdawałem sobie sprawę z tego, iż byłem przystojny i często to wykorzystywałem. Co z tego, że chciałem się z nią trochę pobawić, widziałem jak na nią działałem...
    - Ale zaraz! Co ty masz na sobie! - spostrzegłem, że bluza, w którą była ubrana dziewczyna łudząco przypomina mi moją fioletową piękność. Złapałem się za głowę i zacząłem mruczeć coś pod nosem Będziesz prać to kolejny raz.

    OdpowiedzUsuń