Rozległe tereny otaczające budynek Szkoły Magii i Czarodziejstwa. W porach ciepłych zawsze przyjaźnie zielone, natomiast zimą przykryte warstwą puchowego białego śniegu. Jest to miejsce, na którym uczniowie mogą odpocząć po skończonych lekcjach i oddać się zabawom (zimą często urządzane tu są bitwy na śnieżki). Na błoniach rośnie wierzba bijąca, która jest bardzo niebezpieczna – podejście do niej może skończyć się poważnymi obrażeniami ciała.
Wyszedłem z zamku z pogodną miną, rozglądając się dookoła. Nie było zbyt wiele osób, pomimo tego, że pogoda była kapitalna. W powietrzu było czuć wiosnę i bardzo dobrze, bo śniegu już praktycznie nie było, a ja nie chciałem brać udziału w kolejnej bitwie na śnieżki. Ta zabawa robiła się rutynowa, gdyż zawsze pokonywałem wszystkich z palcem w nosie.
OdpowiedzUsuńPrzeciągnąłem się dokładnie, zrobiłem kilka głębszych skłonów i ruszyłem na swój poranny jogging.
W ciszy i skupieniu przemierzałem tereny na błoniach. Wdychałem miarowo świeże, czyste powietrze. W takich chwilach czułem się najlepiej. Tylko ja, mój fioletowy dres i przyjemność oraz satysfakcja z biegania. Robiąc to myślałem o wielu sprawach, ważnych i mniej ważnych. Wtedy jednak głowę zaprzątała mi sprawa z odnalezieniem mojej przyjaciółki. Ciągle miałem świadomość, że to nie mogło wydarzyć się naprawdę. Faktem natomiast było to, że umówiłem się z nią w pokoju wspólnym i już nie mogłem doczekać się tego spotkania. Zaraz... A jeśli to tak naprawdę sen?!
Stanąłem na chwilę, by poprawić swoje sznurówki. Wtedy usłyszałem krzyk jednego z chłopaków stojących w małej grupce, nieopodal ścieżki, po której biegałem. "Boradori!" Byłem już tak przyzwyczajony do tej ksywki, że po prostu podniosłem się i ruszyłem dalej, ignorując grubego imbecyla, ukazując tym samym swoją wyższość. Ktoś taki nawet nie dorasta mi do pięt. Zasuwałem dalej, w stronę bijącej wierzby, ciesząc się z swojego dojrzałego zachowania.
Pogoda dzisiaj była dość dobra, a co najważniejsze - zdążyło się już ocieplić. Postanowiłam więc wyjść trochę pobiegać, ponieważ dawno już tego nie robiłam. W okresie zimowym ćwiczyłam znacznie mniej, a jeśli już to gdzieś w środku, a nie na świeżym powietrzu. Nie mogłam przecież stracić formy. Założyłam więc sportowe buty, ubrałam mój ulubiony fioletowy dres a włosy związałam w wysoki kucyk. Gdy wyszłam na błonia było tam niewiele osób, kilkoro ludzi siedziało tylko na trawie, która wciąż jeszcze pokryta była cienkim, białym puchem. Jednak i on zaczął już topnieć ukazując gdzieniegdzie wyblakłe, zielone ślady.
OdpowiedzUsuńPo zrobieniu krótkiej rozgrzewki zaczęłam biegać. Oddychałam równo, z każdą chwilą zwiększając prędkość biegu. Nie, nie biegłam maratonu, był to raczej szybszy trucht. Wyciszyłam się, a w mojej głowie nie plątały się żadne zbędne myśli. Jednak już po kilkunastu minutach coś, a dokładniej moje sznurówki wytrąciły mnie z tego błogiego i spokojnego stanu. Nie zdążyłam się nawet zmęczyć, a już musiałam się zatrzymać, aby je zawiązać! Westchnęłam i kucnęłam w miejscu, aby szybko się z nimi rozprawić. Kilka sekund i było już po kłopocie, ale nie wiedzieć czemu napotkałam na sobie spojrzenia tych kilku osób, które były teraz na dworze. Patrzyły na mnie z przerażeniem, a ja zastanawiałam się o co może im chodzić...
Zawsze gdy biegałem w pobliżu najgroźniejszego drzewa w Hogwarcie, próbowałem zachować czujność. Nigdy nie wiadomo, kiedy ta roślina postanowi skierować w twoją stronę swoje zabójcze konary. Jedno mocniejsze uderzenie i można stracić przytomność, dlatego nie warto ryzykować. Jak tylko znalazłem się bliżej niej począłem obserwować jej ruchy. Obiegłem ją dookoła i nagle napotkałem na ścieżce dziewczynę, która wiązała swoje buty. Podniosła się, a wtedy dostrzegłem lecące pnącza w jej stronę. Od razu zakodowałem sobie w głowie, że nie zdążyłaby uniknąć tego ciosu, więc pod wpływem chwili, adrenaliny, ruszyłem sprintem i szybko chwyciłem ją w pasie. Upadłem na plecy z dziewczyną w pięknym fioletowym dresie, unikając tym samym uderzenia konara bijącej wierzby. Oboje leżeliśmy już w bezpiecznej odległości tylko, że ona na mnie. Wtedy doszła do mnie myśl, że posłużyłem jej jako poduszka. Poza tym, przez nią ubrudziłem swój równie piękny dres. Nie! Nie, czy ktoś to chociaż widział? Miałem nadzieję, że przynajmniej zostanę bohaterem...
OdpowiedzUsuńTrzymałem ją mocno w swoich ramionach, chowając jej głowę w mojej bluzie, więc nie mogłem wiedzieć, czy dziewczyna była ewentualnie jakaś ładniejsza. W każdym razie byłem lekko zażenowany, ale czy nie tak postąpiłby prawdziwy mężczyzna?!
- Na przyszłość uważaj - wypowiedziałem, niskim i chłodnym tonem, a zaraz po tym puściłem ją z uścisku.
Nie zdążyłam nawet zarejestrować co się wydarzyło w ciągu tak krótkiej chwili, ponieważ dosłownie w sekundę zostałam powalona na ziemię. Leżałam tak przez moment w bezruchu, próbując się domyślić co mogło się stać. Szybko dotarł do mnie fakt, że najzwyczajniej w świecie musiałam wiązać buta akurat przed bijącą wierzbą, stąd te przerażone wzroki osób będących w pobliżu. Równie błyskawicznie zdałam sobie sprawę z tego, że leżę teraz na kimś, w dodatku przytulona do tego osobnika.
OdpowiedzUsuń- Będę uważać. - tylko to słowo zdołałam mu odpowiedzieć.
Szybko wstałam i poprawiłam mój dres, który nadal był w nienagannym stanie. Niestety nie mogłam tego samego powiedzieć o dresie chłopaka, który chyba przed chwilą mnie uratował. Mimo, iż oba były tego samego koloru to jednak jego był teraz pobrudzony... i to przeze mnie.
Kątem oka zerknęłam na mojego wybawiciela. Widać było, że jest silnym i wysportowanym typem. Ale nie przyglądałam mu się długo, bowiem już po chwili chłopak odszedł spod miejsca zdarzenia, które miało miejsce kilka minut temu. W normalnej sytuacji pewnie bym się nim nie przejęła, jednak teraz nie mogłam tego tak zostawić. W dodatku nawet mu nie podziękowałam. Nie czekając ani chwili dogoniłam go i zaczęłam biec razem z nim.
- Hej, dziękuję za uratowanie mi życia. Gdyby ciebie tam nie było to ta wierzba wgniotła by mnie w ziemię. - zaśmiałam się nerwowo. - A jeśli chodzi o dres to przepraszam... nie chciałam go pobrudzić. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. - dodałam z uśmiechem.
- Tak przy okazji, to mam na imię Bora. - przedstawiłam się, przynajmniej teraz zachowując jakieś maniery. Normalnie nie zachowywałabym się tak, w końcu ten człowiek jest mi zupełnie obcy, a mnie jakoś nigdy za specjalnie nie zależało na kontaktach z innymi. Jednak nie chciałam, aby nasze pierwsze spotkanie było totalną klapą, bo jak to inaczej nazwać? Chłopak, którego imienia jeszcze nie znałam nie wyglądał na szczęśliwego i wcale mu się nie dziwię. Właśnie dlatego chciałam trochę ocieplić nasze stosunki, w końcu zaistniała sytuacja wynikła tylko i wyłącznie z mojej winy, musiałam więc przejąć inicjatywę.
Dziewczyna wyglądała na naprawdę zszokowaną, jednak gdy zdała sobie sprawę co się wydarzyło szybko się podniosła, a ja tuż za nią. Swoja drogą trochę jej się przyjrzałem i zorientowałem się, że to jedna z ładniejszych dziewczyn na moim roku. Ale co z tego, skoro mój dres był cały z błota?! Otrzepałem co się dało i już zaraz pobiegłem dalej. Właściwie to cieszyłem się, że uratowałem jej piękną buźkę, choć nie usłyszałem z jej ust słów podziękowania. Takie dziewczynki zwykle opowiadają wszystkich o swoich przeżyciach, więc nazajutrz pewnie będę miał tłum fanów i zostanę okrzyknięty bohaterem!
OdpowiedzUsuńNim się jednak obejrzałem, dziewczyna w fioletowym dresie biegła obok mnie. Byłem nieco zaskoczony, bo podziękowała mi i jeszcze się przedstawiła. A może źle ją oceniłem...? W każdym razie byłem ciekawy, jak długo dotrzyma mi kroku. Płeć piękna zwykle nie lubi sportów i ma kiepską kondycję, za to myśli, iż jest księżniczką, która pragnie tylko mieć silnego mężczyznę z kratą na brzuchu... Dlatego ja nie bardzo spoufaliłem się z damską częścią Hogwartu.
- Nie ma sprawy - odezwałem się, zupełnie obojętnym głosem. - Mam jeszcze kilka innych, więc nie, nie gniewam się.
Nie chciałem wyjść na jakiegoś wrednego, dlatego nie mówiłem jej, co naprawdę chodziło mi po głowie. Poza tym skoro miałem zostać bohaterem, musiałem grać miłego. Miałem też nadzieję, że szybko się zmęczy i da mi spokojnie dokończyć bieg. Tymczasem ona ciągle leciała obok mnie!
- Znam cię - mówiłem nawet na nią nie spoglądając. - Mamy razem zajęcia. Jestem Ho... - urwałem, nie wiedząc czy warto się przedstawiać i czy wyjawić jej moje prawdziwe imię. Jakkolwiek myślałem i tak zawsze postępowałem tak, jak nakazywało mi sumienie. A zresztą nie chciałem też zostać bezimiennym bohaterem! - Jestem Hoya.
Biegałem już tyle lat, że rozmowa podczas tej czynności fizycznej mi nie przeszkadzała, nawet nie miałem zadyszki. Za to przyśpieszyłem, by sprawdzić czy Bora jest warta mojej uwagi...
Obserwując chłopaka łatwo wywnioskowałam, że nie był zbyt zadowolony z mojej obecności. No cóż, może po prostu bardzo kochał swój fioletowy dres...Kiedy wypowiedział swoje imię od razu skojarzyłam, że przecież go znam. Chodzimy razem na zajęcia, jak ja mogłam go nie poznać? Widocznie wcześniejsza sytuacja trochę mnie rozkojarzyła.
OdpowiedzUsuń- Ah, no tak, ty jesteś Hoya. - powiedziałam cicho bardziej do samej siebie, niż do mojego towarzysza.
Nie podobało mi się jednak to, że chłopak podczas rozmowy ani razu na mnie nie spojrzał. No dobra, rozumiem, że najpiękniejsza to ja nie jestem, ale żeby aż nie móc na mnie patrzeć? Zauważyłam także, że Hoya stopniowo przyspiesza bieg. Hmm, może chce sprawdzić jak długo mogę tak biegać? A może chce się ze mną ścigać? Skoro tak, to chyba nie wie jak dużo potrafię. Zapewne pomyślał sobie o mnie jak o zwykłej dziewczynie, która po 3 minutach biegu męczy się. O nie, musiałam mu pokazać, że tak nie jest. Również przyspieszyłam trochę i znów zaczęliśmy biec równym tempem.
- A więc, też lubisz biegać? Bo ja to w sumie biegam tylko dla przyjemności. - odparłam z niewinnym jakby się mogło wydawać uśmiechem. Tymczasem zaczęłam biec szybciej i teraz to ja byłam na przodzie. - No dalej, dogoń mnie! - odwróciłam głowę w jego kierunku i zaśmiałam się pod nosem.
Żądza rywalizacji ogarnęła mnie, ale mimo to i tak nie straciłam zdrowego rozsądku. Ale wiedziałam, że zarówno ja jak i Hoya nie poddamy się, to było po prostu widać. Nie zamierzałam jednak biec tak długo, aż oboje padniemy ze zmęczenia i będą musieli nas zbierać. Takie udowadnianie na siłę swojej wyższości byłoby po prostu dziecinne. Zwolniłam więc trochę i czekałam na Hoyę, żebyśmy znowu mogli biec razem i przy okazji trochę pogadać. Chciałam się dowiedzieć o nim czegoś więcej, bo mimo, iż wydawał mi się trochę chłodny to przykuł moją uwagę.
Choć w szkolnych papierach miałem zapisane Howon, to wszyscy zwracali się do mnie Hoya, tak, jak najbardziej mi się podobało. I nic w tym dziwnego, bo do informacji publicznych podałem właśnie tą ksywkę. Nienawidziłem swojego prawdziwego imienia... Dlatego też zawsze wygodniej było mi rozmawiać z kimś, kto właśnie tak mnie nazywał. Jedynie Aesung mogła mówić do mnie Howon...
OdpowiedzUsuńBora najwyraźniej mnie już skojarzyła, ale pomimo tego, że chodziliśmy razem na zajęcia, to prawie nigdy nie zamieniliśmy z sobą słowa, z powodu tak licznej grupy, a poza tym nie jestem osobą, która odzywa się do kogoś bez potrzeby.
Byłem pełny podziwu, gdyż dziewczyna nadal trzymała tempo, jakie jej narzucałem. No proszę, proszę. A gdy wyjawiła mi, że lubi biegać to poczułem, że pozbycie się jej nie będzie takie łatwe. Może jednak warto dać jej szanse?
- Ja biegam raczej dla zdrowia - powiedziałem, tym razem nieco spoglądając na nią, a wtedy ona mnie wyprzedziła. Chciała się ze mną gonić. Czy ona zgłupiałam?! Udawałem, że mnie to nie rusza, ale nie potrafiłem dać za wygraną. Musiałem jej pokazać, że ze mną nie ma tak łatwo. Przyśpieszyłem jeszcze bardziej i z trudem zdołałem ją wyprzedzić. Trzeba przyznać, iż była szybka. Prawdę mówiąc to czułem jednocześnie zdumienie i złość. Z jednej strony Bora, która dotrzymywała mi kroku, a nawet wyprzedzała, była dla mnie ciekawym zjawiskiem, zagadką. Z drugiej jednak poczułem zazdrość i lekką niechęć, no bo byłem na równo z dziewczyną! Nie pamiętam już, ile razy w życiu próbowałem pozbyć się tego przeklętego uczucia zazdrości, nawet w tamtej chwili z nim walczyłem i nieco udało mi się go pozbyć...
Przez tą bitwę myśli, nie zdążyłem zareagować, a znowu ujrzałem przed sobą fioletowy kobiecy dres. Jednakże tym razem ona zwolniła i znowu biegliśmy na równo. To było ciekawe doświadczenie. Rzadko w murach Hogwartu mogłem spotkać kogoś, kto biega, a jeszcze dziewczynę i to w takim tempie. Uczucie zachwytu wzięło tym razem górę nad moją denerwującą zazdrością. W tamtej chwili poczułem, że to naprawdę było zabawne i w jakiś sposób miłe. I jeszcze wzrok ludzi, których mijaliśmy. Mogli jedynie podziwiać dwie fioletowe błyskawice, przemierzające błonia. Nigdy z nikim tak nie pędziłem.
- Nieźle biegasz - stwierdziłem, nieco już dysząc i tym razem przyglądałem się jej z podziwem. - Od dawna to robisz?
Musiałem wiedzieć. Bałem się, że gdyby naprawdę uprawiała jogging na poważnie, to mogłaby być nawet lepsza ode mnie... nie mogłem wyrzucić tej myśli z głowy!
Hoya był wyraźnie zaskoczony moją szybkością, zapewne myślał, że nie dam rady mu dorównać. No bo spójrzmy prawdzie w oczy - mało kto uwierzyłby, że taka drobna dziewczyna jak ja może tak długo biegać bez zmęczenia. Byłam z siebie dumna, w końcu pokazałam mu, że płeć piękna nie unika sportów i może w nich dorównywać nawet mężczyznom. To musiał być dość zadziwiający widok dla pozostałych osób na błoniach, co chwila migały im przed oczami dwie, fioletowe błyskawice.
OdpowiedzUsuń- Dzięki. Już przed przybyciem do Hogwartu, jako nastolatka trochę biegałam. W szkołach nierzadko uczestniczyłam również w maratonach, ale tę dyscyplinę sportu traktuję bardziej jako coś, co pomaga mi się zrelaksować i sprawia mi przyjemność. Nic poważnego - stwierdziłam z lekkim uśmiechem. - A jak jest z tobą?
Miałam pewność, że Hoya tak jak ja lubi sport, a może nawet i bardziej. Cieszyłam się, że znalazłam kogoś o podobnych zainteresowaniach, ponieważ dla większości dziewcząt w Hogwarcie sport ograniczał się tylko do Qudditcha. I mimo, iż sama czasem w niego grywałam to jednak wolałam mugolskie dyscypliny. Dlatego tak bardzo przeżywałam fakt, iż w tej szkole wszystkie urządzenia elektryczne po prostu nie działały. No bo jak miałam teraz oglądać mecze piłki nożnej?! Skąd miałam czerpać informacje o moich ulubionych drużynach piłkarskich?!
- Uprawiasz jakieś inne sporty? - zapytałam ciekawa odpowiedzi, jaka padnie z ust chłopaka. - Poza tym, spocznijmy, bo któreś z nas może zaraz paść tutaj ze zmęczenia - zaśmiałam się i ręką wskazałam na jedną z ławek, po czym usiadłam na niej. Po tym biegu zrobiło mi się naprawdę gorąco, więc zdjęłam bluzę dresową i zostałam w samej koszulce na ramiączka. Nie przejmowałam się nawet tym, że mogę się przeziębić, bo wiedziałam, że to i tak się nie stanie. W ciągu całego mojego życia nie byłam chora ani razu, więc tym razem pewnie też nic mi nie będzie. Upiłam łyk wody i odetchnęłam głęboko.
Nie wiem co dziewczyna miała na myśli, mówiąc "pomaga mi się zrelaksować i sprawia mi przyjemność" a później "nic poważnego". Ja rozumiałem to jako "nie robię tego na serio". Może też tak wszystkim mówiłem, ale tak naprawdę, jak już coś robiłem, poświęcałem na to czas, to musiałem być w tym najlepszy, albo raczej chciałem...
OdpowiedzUsuń- Ja ogólnie uwielbiam uprawiać sporty. Od małego spędzałem aktywnie czas, a w szkole mugolskiej byłem liderem grupy koszykówki.
Czułem się głupio, że Borze udało się nawiązać ze mną rozmowę. Było w niej coś, co mnie przyciągało. Szczerze powiedziawszy, to zdałem sobie sprawę, że mogłem odnaleźć w niej bratnią duszę. Dlatego miałem poczucie lekkiej dezorientacji w swoich czynach. Jednakże znowu zostałem zhańbiony, gdy dziewczyna w fioletowym dresie dała mi do zrozumienia, że zaraz się zmęczę. Ja się nigdy nie męczę! Ale zaraz po tym usiadła na pobliskiej ławce i dostrzegłem czerwone od gorąca policzki. Być może to ona była zmęczona. Uspokoiłem swe myśli i również spocząłem na ławce, opierając swe ramiona o oparcie.
- Poza joggingiem lubię jeszcze pływać. W Hogwarcie pokochałem Qudditch i walczę, by zostać kapitanem drużyny Gryffindoru - mówiłem, bacznie obserwując jak Bora się rozbierała. Miała na sobie tylko koszulkę, wiec dokładnie mogłem ocenić jej budowę. Była raczej drobna, ale ciało dziewczyny było smukłe i zgrabne. Swoją drogą, nie było jej zimno? Przecież mogła się przeziębić po takim biegu! Dziewczyny to jednak nie mają nic w tych głowach. Pewnie chciała mi zaimponować swoją figurą, jakby coś takiego robiło na mnie wrażenie?! Choć nie mogłem przestać się jej przyglądać, to taka lekkomyślność mnie drażniła.
- Co ty wyprawiasz?! - oburzyłem się. - Chcesz zachorować?!
Moje oczy od razu powiększyły się na wspomnienie o koszykówce. Nareszcie Bóg zesłał mi z nieba kogoś choć trochę podobnego do mnie.
OdpowiedzUsuń- Ja tak samo. - przytaknęłam szybko. - Dlatego brakuje mi tutaj chociażby boiska do piłki nożnej czy coś takiego, wiesz, do tych mugolskich sportów. Przez całe życie tylko w nie grałam i gdy tu przybyłam trochę trudno było mi się pogodzić z faktem, że głównym sportem jest Qudditch.
Hoya zaimponował mi mówiąc, że chce w dodatku zostać jeszcze kapitanem drużyny Gryffindoru właśnie w tym sporcie. Czy jest coś, czego on nie potrafi? Jednak gdy wspomniał o pływaniu trochę się zaniepokoiłam. Akurat ta dyscyplina zawsze spędzała mi sen z powiek. W dodatku gdy ktoś o niej wspominał, moja trauma z dzieciństwa momentalnie przychodziła, i przypominała mi o zdarzeniu sprzed kilka lat.
- Ja nie umiem pływać. - stwierdziłam krótko. - Kiedyś znalazłam się w dość nieprzyjemnej sytuacji, ale to nic ważnego. - dokończyłam z uśmiechem.
Do chwili, kiedy zdjęłam swoją bluzę wszystko było w porządku i rozmowa przemijała bardzo spokojnie. Jednak kiedy już to zrobiłam usłyszałam tylko podniesiony głos Hoyi i jego oburzenie. To było zabawne, ale z drugiej strony pomyślałam sobie, że może martwi się o mnie? Nie nie, to nie mogła być prawda, więc szybko odrzuciłam te myśli.
- Hej, spokojnie. Nic mi nie będzie, nie zachoruję. - powiedziałam opanowana. - Gdybym miała być chora już dawno bym była.
Pierwsze co mogłem stwierdzić po rozmowie z nią, to fakt, iż naprawdę była zakręcona na punkcie sportów. Nie spodziewałem się czegoś takiego po jakiejkolwiek dziewczynie. Mimo, że udawałem przed nią obojętnego, to w środku czułem się, jakby miało mnie rozerwać. Naprawdę byłem zdumiony, że spotkałem taką osobę w Hogwarcie. Myślałem zupełnie tak samo jak ona. Też tęskniłem za mugolskimi sportami.
OdpowiedzUsuń- A ty lubisz Qudditch? - zapytałem, poprawiając grzywkę. - Jak dziewczyna w twoim wieku nie potrafi pływać?! - zdziwiłem się, marszcząc czoło. Może i lubi spory, ale jeśli nie umie pływać to nie może się ze mną równać. Odetchnąłem z ulgą i poczułem jak robi mi się lekko na sercu. Akurat pływanie miałem w jednym paluszku i nikt nigdy nie zniechęci mnie do tego!
Patrząc na gołe ramiona Bory, aż samemu robiło mi się zimno. Pochyliłem swoją sylwetkę i oparłem łokcie na udach, posyłając dziewczynie podejrzane spojrzenie.
- Nie wyglądasz na taką co to nie choruje. Nie żebym się przejmował twoim zdrowiem czy coś - ugryzłem się w język, a zaraz po tym zmieniłem temat. - Wiesz, że dzisiaj uratowałem ci życie? Myślę, że powinnaś mi w jakiś sposób spłacić mój swój dług.
Jakoś specjalnie nie czułem się podle, że prosiłem ją o coś takiego. To raczej ona powinna się wstydzić, że niczego wcześniej nie zaproponowała. Wiedziałem, że szybko się jej już nie pozbędę. Właściwie to nawet nie chciałem, bo skoro już trochę poczuliśmy do siebie sympatię i mamy wspólne tematy, to dlaczego nie mógłbym spędzać z nią trochę czasu. A nuż przy niej stanę się jeszcze lepszy, dzięki rywalizacji rzecz jasna.
- Qudditch lubię, czasem gram ale nie jestem wielką fanką. - odparłam i spojrzałam na chłopaka. No nie, mogłam mu nie mówić, że nie umiałam pływać. Chłopak byłł zdziwiony moją odpowiedzią ale jednocześnie chyba ulżyło mu, że jednak jest w czymś lepszy ode mnie.
OdpowiedzUsuń- Normalnie. Poza tym uwierz, pływanie nie jest dla mnie aż tak ważne. - powiedziałam trochę zdenerwowana. Nie musiałam umieć wszystkiego, ale po dzisiejszym dniu obiecałam sobie, że nauczę się pływać. Nie mogłam być w czymś gorsza od niego! Moja duma na to nie pozwalała. Może gdyby nic o tym nie wspominał po prostu bym zostawiła ten temat w spokoju, ale ten komentarz - Jak dziewczyna w twoim wieku nie potrafi pływać?! Odwróciłam głowę i wzięłam jeszcze jeden łyk wody.
- Choroby unikają mnie jak ognia od początku mojego życia, nie wierzę, by teraz było inaczej. - odparłam. - Tak, uratowałeś mi życie i jestem ci za to wdzięczna. No dobrze, w jaki sposób mam ci to wynagrodzić? Nie wymagaj tylko za wiele. - dodałam po chwili.
Mimo, iż oboje nie mieliśmy łatwych charakterów, to jednak bardzo miło rozmawiało mi się z Hoyą. Mieliśmy tyle wspólnego, zapewne nie tylko sport, ale jeszcze kilka innych rzeczy, o których na razie nie wiem. Zainteresował mnie ten chłopak i chciałam dowiedzieć się jeszcze czegoś o nim.
Dziewczyna nie była fanką Qudditcha, co w pewnym sensie mnie uraziło, no bo jak można nie kochać tego sportu. W tamtej chwili obiecałem sobie, że kiedyś pokaże jej uroki tej gry. Co z tego, że się dopiero poznaliśmy. Oboje wiedzieliśmy, że na jednym spotkaniu się nie skończy, zwłaszcza, że zaczynał się sezon na bieganie.
OdpowiedzUsuń- Dla mnie każdy sport jest ważny - prysnąłem. Podniosłem się z ławki i obserwowałem, jak Bora piła wodę z małej butelki. Gdy skończyła zwróciłem uwagę na jej zwilżone usta i momentalnie przygryzłem dolną wargę, przypominając sobie, że też byłem spragniony. Jednakże nie napiłbym się z jej butelki, nawet jakby mi zaproponowała Co to, to nie! Przeciągnąłem się jeszcze, stojąc na palcach i po chwilę rzuciłem dziewczynie w fioletowym dresie, tajemniczy szyderczy uśmiech.
- Jest wiele sposobów na wynagradzanie. A spłata długu za uratowanie życia nie jest taka łatwa i prosta - stwierdziłem. Nagle złapałem za brzeg swojej bluzy i podniosłem do góry, zdejmując ją przez głowę. Zostałem w samej czarnej koszulce. A niech podziwia - Myślę, że na początek dobrze będzie jak zajmiesz się tym - mówiłem spoglądając na ubrudzone ubranie, a po chwili rzuciłem nim w stronę Bory. - Wypierz to, a potem pomyślimy co dalej.
Może zachowywałem się dość niemiło, ale nie ukrywałem, że ta dziewczyna była atrakcyjna i zgrywałem przed nią twardziela, jakim w końcu byłem! Chciałem ja przetestować i zobaczyć, jak postąpi w takiej sytuacji. W sumie, posiadanie takiej służącej u boku bardzo mi się podobało. Ponownie zagryzłem wargę i ruszyłem w stronę zamku. Obróciłem się na sekundę, krzycząc głośno "Do zobaczenia! Będę biegał tą drogą co sobotę o tej samej porze!" Chciałem przez to dać jej do zrozumienia, że ma tu na mnie czekać, z wypraną bluzą, bo jak nie to już ja zamienię jej życie w koszmar.
Nie ma to jak dręczenie ładnych panienek. Często odczuwałem na sobie spojrzenia dziewczyn, które najczęściej pożerały mnie wzrokiem. Pewnie przez to miałem taki stosunek do Bory. Nie mniej jednak miała szczęście, że mogła ze mną porozmawiać. Niedługo cała szkoła będzie jej zazdrościła, że była tak blisko Lee Hoyi - sportowego ciacha i bohatera.
[Z/L]
Po chwili również Hoya zdjął swoją bluzę. No nie! Co za mięśnie... tak idealnie wyrzeźbione. Wlepiłam w nie wzrok, bo co innego miałam zrobić?! Nawet gdy próbowałam odwracać wzrok żeby nie wyjść na jakąś idiotkę to i tak co chwila zerkałam w jego stronę... Gdyby się nie odezwał pewnie gapiłabym się w nieskończoność.
OdpowiedzUsuń- Co?! Mam to wyprać? - zapytałam z niedowierzaniem. Spodziewałam się wszystkiego innego, ale żeby takie coś. Nie zamierzałam być jego sprzątaczką. Chwilę jednak pomyślałam nad tym i stwierdziłam, że może to jednak nie jest takie złe. W końcu nie zajmie to dużo, a chłopak w końcu uratował mi życie. Niech nie myśli sobie jednak, że może mnie tak wykorzystywać! Co to to nie.
- Cześć. - westchnęłam głęboko. Czy jego ostatnie zdanie miało znaczyć, że ponownie chce się ze mną zobaczyć? No cóż, zobaczymy co z tego wyniknie... Wiedziałam już od razu, że to będzie interesująca znajomość.
Zebrałam wszystkie swoje rzeczy i także ruszyłam do szkoły, po drodze jeszcze rozmyślając o kilku sprawach.
[Z/L]